Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

piątek, 30 sierpnia 2013

po polsku

Z polskiej prowincji można się śmiać, można jej nie cierpieć. Ale jak można bez niej żyć? Ja bym nie mógł.

środa, 28 sierpnia 2013

gdynia i... długo długo nic

Niedawno opublikowano nowe badanie z cyklu Diagnozy Społecznej, koordynowane przez prof. Janusza Czapiewskiego. Wyniki jak co 2 lata są bardzo ciekawe. Wbrew czarnej propagandzie mediów, 80% Polaków uważa zeszły rok za udany. Zdrowie niezmiennie jest dla rodaków najważniejszą wartością, odsetek chodzących do kościoła systematycznie spada (z 56 do 42% w ciągu ostatnich 20 lat), podobny trend charakteryzuje odsetek palaczy. Dla odmiany odsetek alkoholików mamy taki sam. Plazmę ma w domu już 65% Polaków, niemal tyle samo nie uprawia żadnego sportu, 52% gospodarstw domowych nie kupiło w ciągu roku ani jednej książki itd. Całą prezentację można ściągnąć ze strony www.diagnoza.pl.

2 lata temu wrzuciłem na bloga wycinek z gazety opisujący część badania dotyczącą najlepszych miast do życia w Polsce. Bardzo miło jest zobaczyć, że Gdynia ponownie pobiła na głowę resztę Polski.

Procent bardzo zadowolonych z miejsca zamieszkania.

Gdynia to najdłuższa ilość ścieżek rowerowych, jeden z najbardziej znanych festiwali muzycznych na świecie, Centrum i coroczne Targi Designu, Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, Nagroda Literacka Gdynia. W Gdyni powstaje sporo nowoczesnych inwestycji jak Park Naukowo-Technologiczny czy Infobox w samym centrum, który okazał się być ulubionym miejscem wypoczynku festiwalowiczów ostatniego Openera. Prezydent miasta wybierany jest 90%-ową ilością głosów, do tego Gdynia ma swój park krajobrazowy, no i oczywiście morze. Czy można się dziwić tym wynikom?

wtorek, 27 sierpnia 2013

fotokonkursy czyli jak zwykle

Rzadko oglądam wyniki konkursów fotograficznych. Przytłaczająca większość wywoływała we mnie nieprzyjemne reakcje żołądkowe, więc zarzuciłem ten zwyczaj. Mimo tego jednak, że człowiek unika pewnych tematów to one potrafią same go znaleźć. I tak przed chwilą na popularnym portalu informacyjnym uderzyło mnie pewne zdjęcie - nagrodzone w konkursie fotograficznym Nikona. Nie powiem - wyjątkowo uderzyło pozytywnie. Co z kolei zmotywowało mnie do tego by "kliknąć" i zobaczyć kolejnych nagrodzonych. A tam niestety było już jak zwykle. Zdjęcia pół biedy (już się przyzwyczaiłem), natomiast gdy ktoś dodaje do nich swoje "filozoficzne" uzasadnienia po co wykonał takie właśnie zdjęcia, to już niestety ręce opadają.
Najbardziej rozbawiło mnie tym razem "wytłumaczenie" do takiego oto foto...


" To zdjęcie zostało zrobione w kwietniu 2012 roku. Aby uzyskać idealne światło, Chang Peng musiał czekać kilka godzin aż słońce przestanie rzucać tak intensywne promienie. Wykonał ponad 100 zdjęć, zanim doczekał się tego jedynego, zwycięskiego ujęcia."

Hm. Wspomniany Chang Peng (foto jest podpisane Chang Feng, więc w sumie nie wiem do końca jak się nazywa autor) nieźle się namęczył. Zużył całą jedną setną swojej karty pamięci, żeby wykonać ponad 100 klatek i z jedną tysięczną mocy swojej baterii. Narobił sobie zakwasów w palcu wskazującym prawej (ewentualnie lewej) ręki. Słońce było intensywne, więc i spocił się na pewno porządnie biedaczysko. Zdecydowanie na zwycięstwo uczciwie zapracował.

Nie wiem tylko w sumie po co wychodził tak wcześnie z domu skoro Słońce było wysoko. A jak już wyszedł (może prognoza pogody go zmyliła), to po co było te 99 wcześniejszych zdjęć? No i w końcu, "last but not least", widać że chłopak operuje photoshopem perfekcyjnie. Co mu więc to Słońce przeszkadzało...?

Żeby nie było tak złośliwie to na koniec foto, które mnie zaintrygowało. Nie potrzebuję tu żadnych uzasadnień, wszystko widać nomen-omen czarno na białym. I na dodatek autor z Polski, a foto wykonane w Krakowie. Można? Można.


(foto: Marcin Ryczek)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

chelsea wolfe czyli o tym, że ból jest piękny


Panią Chelsea Wolfe zachwyciłem się 3 lata temu słuchając jej pełnowymiarowego debiutu The Grime and The Glow. W tym stosunkowo krótkim międzyczasie popełniła jeszcze kilka wydawnictw - solowych czy kolaboracji z innymi muzykami. Można się przyczepić, że dźwięki niedaleko zostały rzucone od Stridulum II Zoli Jesus, czy od White Chalk Polly Harvey. Jednak jeśli ktoś lubi tego typu klimaty to po co się przyczepiać. Atmosferę Chelsea potrafi roztoczyć bardzo mglistą i tajemniczą. I o to chodzi.

Nowa płyta o zgrabnym tytule 'Pain is Beauty' wychodzi już za dwa tygodnie. Miała ją promować podczas niedawnego Off Festiwalu, ale niestety nie dojechała. Miałem jednak okazję by odsłuchać cały album niedawno. Muzycznie na razie trochę mniej mnie przekonuje od wyżej wspomnianego debiutu, przynajmniej nie jako całość. Kilka perełek z pewnością jednak zawiera. Tekstowo jest za to ciekawa i pełna książkowych inspiracji. Wprawdzie moja trenerka wbijała mi do głowy przez kilkanaście lat, że ból nie istnieje, mimo wszystko myślę, że warto posłuchać i samemu zdecydować.

niedziela, 4 sierpnia 2013

off festival dzień II


"Pamiętam jak w listopadzie 1998 roku trafiłem przypadkowo do kultowego berlińskiego klubu Maria Am Ostbanhof na koncert nikomu w Polsce wtedy nieznanej kapeli Godspeed You! Black Emperor. Stałem oniemiały słuchając tej ściany dźwięków, tworzonej przez 10-osobowy zespół stojący na scenie w kompletnym mroku. Post-rock grany wtedy przez ledwie kilka zespołów z Bark Psychosis i Disco Inferno na czele, nie był jeszcze wtedy tak popularny jak po roku 2000. Mogwai dopiero co wydali swój debiut. Wpadła mi wtedy do głowy kompletnie absurdalna wizja - wyobraziłem sobie duży festiwal muzyki alternatywnej, odbywający się w moich rodzinnych Mysłowicach, gdzie na dużej scenie, jako główna gwiazda występuje właśnie GY!BE. Można powiedzieć, że tak narodziło się moje marzenie o Off Festiwalu, które zrealizowałem wiele lat później..."

To cytat z fikcyjnego wywiadu z Arturem Rojkiem, który wymyśliłem przed chwilą popijając zimną Pepsi niedaleko głównej Off-owej sceny. Mimo że to wymyśliłem, mam przeczucie że prawdziwa historia wczorajszego występu Godspeedów na Offie nie jest bardzo od tego odległa. Trzeba mieć naprawdę szaloną wizję, żeby kapelę która w ciągu 1,5-godzinnego setu zdąży ledwie zmieścić 4 kawałki, nie ma swojego wokalisty, nie używa żadnych świateł podczas występu, umieścić na największej scenie jako główną gwiazdę festiwalu. I za takie właśnie odjazdy Off Festival zbiera punkty do rankingu najlepszych alternatywnych europejskich festiwali.

Poza GY!BE wydarzeniem soboty był dla mnie koncert Metz.


Pogoda nie miała dla nich litości, gdyż grali w 30-stopniowym upale z pełnym słońcem prosto w twarz. Mimo tego zagrali bezkompromisowy set podając publice na tacy definicję porządnego gitarowego łojenia. Jedna z lepszych płyt 2012 roku, wydana przez cały czas potrafiący zaskoczyć Sub Pop, zyskała dla mnie dodatkowy wymiar.

sobota, 3 sierpnia 2013

off festival dzień I

Rozpoczęła się kolejna edycja najlepszego alternatywnego festiwalu w Polsce. Niektórzy rzucali dzisiaj ze sceny że nawet w Europie.
Pamiętam niesamowity ścisk z ostatniego dnia zeszłego roku, kiedy wszystkie wejściówki zostały wyprzedane. W tym roku wszystkie 12 tysięcy wejściówek zostało wyprzedanych przed pierwszym dniem. Niejeden przyjeżdżał w przeszłości na Offa z partyzanta i kupował bilet przed bramkami. W tym roku niestety wielu takich mocno się rozczarowało. Ostatnie 400 wejściówek rozeszło się migiem. Festiwal rośnie w siłę, jego marka jest coraz bardziej znana, mam wrażenie że słyszę tu więcej cudzoziemców niż we wcześniejszych latach. W sumie fajnie, choć z drugiej strony kluczowe jest co Artur Rojek zrobi z tym fantem w przyszłości. Opener też kiedyś był fajny, ale od 4 lat już na niego nie jeżdżę. Te dziwne lansiarskie tłumy zdominowały moją muzyczną percepcję.
Póki co Rojek twierdzi, że obecna formuła jest optymalna i nie zamierza jej zmieniać. Teren 3 stawów ma też swoje powierzchniowe ograniczenia. Kto wie, może za jakiś czas biety będą się rozchodzić w tempie biletów na Glastonbury.

A co do sedna sprawy to wczorajsze best of jak dla mnie wyglądało tak...

1. The Soft Moon...

...czyli połączenie basu Simona Gallupa z czasów Faith, Doctora Avalanche z czasów Floodland i gitary Olivera Ackermanna z czasów Exploding Head. Po połączeniu brzmi to może ciut gorzej od ww zestawu, ale potencjał i solidna porcja dobrych dźwięków jest.

2. Girls Against Boys.

Za czasów starego dobrego (o dziwo było takie) Mtv i audycji 120 min, mniej więcej 20 lat temu zobaczyłem teledysk "kill the sexplayer". Tak się moja przygoda z GAB rozpoczęła. Ku mojej radości w połowie wczorajszego setu ten numer zagrali. Z dedykacją dla mnie oczywiście.

3. Smashing Pumpkins...

...czyli główna gwiazda dużej sceny wczoraj.
Billy, jedyny członek pierwotnego, najbardziej płodnego składu, wykazał się wczoraj ciążowym brzuszkiem (na oko piąty miesiąc), niewzruszonym jak zimny głaz wyrazem twarzy, ale też swoim charakterystycznym, wyjątkowym wokalem i sprawnymi gitarowymi palcówkami. Słychać niestety, że najlepsze czasy ten zespół ma już za sobą. Jednak posłuchać Disarm, Tonight czy Zero zawsze przyjemnie.

piątek, 2 sierpnia 2013

HP5 i 43%

Cipa opublikowała dane (http://www.cipa.jp/english/data/pdf/d-201306_e.pdf), które pokazują iż sprzedaż japońskich cyfrówek spadła na świecie o 43% rok do roku (dane za I półrocze br.). Nareszcie jakieś światełko w tunelu.
Piszę to z przekąsem oczywiście, bo jest jasne że świat nie staje się z powrotem analogowy, tylko przerzuca się z cyfrówek na komóreczki.
Dowodem na to moje dzisiejsze poszukiwania najzwyklejszego kodaka trixa 35 mm w Katowicach. Nie ma szans. Pani w fotojokerze zaśmiała mi się nawet w twarz, że oni już od trzech lat nie skalali się jakimkolwiek filmem fotograficznym. Mówiąc to myślała pewnie, że moje zapytanie to jakiś fotojoke. No cóż. Pytanie było niestety całkiem poważne. Po serii telefonów po całym Śląsku, udało mi się namierzyć sklep Fotosilesia na Stawowej 4, w którym dysponowali Ilfordem.
W ten oto sposób po raz pierwszy w życiu wkręciłem w mojego Contaxa HaPePiątkę.