wtorek, 31 maja 2011
the cure w sydney
Po dłuższej przerwie najlepsza na świecie rockowa ekipa wróciła na scenę. Na dwa koncerty w Sydney, które mają być kiedyś wydane na dvd. Dzisiaj pierwszy.
Zagrali w całości pierwsze 3 płyty plus 3 razy bisowali.
Ciekawostka dla laików w tym temacie - mimo że płyty wydane 30 (o jezu...) lat temu - niektóre utwory zagrali po raz pierwszy w swojej historii na żywo. No i ponownie koncert trwał niemal 3 godziny. Jakieś pytania?
apdejt: zapraszam do odsłuchu koncertu tutaj.
niedziela, 29 maja 2011
frogland
Połowa niedzieli upłynęła na szwędaniu się po Żabiance - przemieszczałem się z plecakiem między gdańskimi wieżowcami. Światło dopisało, niebo się zachmurzyło, efektem jedna "typowo-polsko-osiedlowa" klatka. Blokowe klimaty. Od razu człowiek czuje się jak w domu.
Po południu jeszcze raz spróbowałem powtórzyć klatkę sprzed dwóch dni. Światło ładne, ale "kompozycja" już nie ta. Złudne nadzieje.
sobota, 28 maja 2011
stare śmieci
Od dawna chodzą mi po głowie zdjęcia Gdyni. A w zasadzie Zdjęcia przez duże 'Z'. Jakoś nie mogę się pogodzić z tym, że jedyne znane albumy mojego, tak drogiego mi miasta, to "Słoneczna Gdynia", "Gdynia Pejzaż Nadomorski" czy też "Piękna Gdynia". Tak sobię marzę że kiedyś wyjdzie album, którym miasto będzie się mogło pochwalić nie tylko przed przeciętnymi turystami, ale który będzie miał również swoją wartość artystyczną.
Wiele razy zabierałem się do zrobienia zdjęć Gdyni, ale zawsze miałem w głowie jakąś blokadę wynikającą chyba z braku dystansu do tego miejsca. Wczoraj, korzystając z okazji że Jo z dzieciakami zostali w Bydgoszczy, wziąłem aparat i poszedłem w okolice starego, przechodzonego przeze mnie setki razy bulwaru.
Dziwne uczucie - stwierdzilem że przebywanie od prawie 3 lat głównie w Warszawie dało mi pewną świeżość spojrzenia na znane mi od urodzenia miejsca. W poczuciu niespodziewanej "samotności" i "obcości" zrobiłem kilka klatek, z których może COŚ być.
Bez uczucia wkurzenia niestety też się nie obyło. Przy ostatniej klacie (tzw. ostatniej klacie dnia) zagadał mnie jakiś facet i w najgłupszy możliwy sposób (skrzywiając horyzont) schrzaniłem zdjęcie. Naświetlałem 8 minut i na powtórzenie zabrakło już światła. Cholera jasna.
Dzisiaj z kolei zatęskniłem do miejsca, w którym mieszkałem przez 20 lat, czyli stoczniowego blokowiska - Obłuża. Nie byłem tam już praktycznie z 10 lat, chociaż przejeżdżam obok dość często.
Śmieszne jak niewiele się tam zmieniło. Ławka na której przesiadywałem, która już 20 lat temu się rozlatywała, nadal stoi (jakby niższa, z ładnym nowym szczebelkiem), balkony w moim 10-piętrowym wieżowcu zrobiły się bardziej pstrokate, bramki na boisku, nawet oznaczenia klatek schodowych wiszą dokładnie te same. Urosły drzewa na trawniku (pamiętam jak je sadzili), sięgają teraz do 4 piętra, skarpa w pobliskim lasku zarosła chwastami (kiedyś był to sam piach, w którym budowaliśmy tunele dla piłeczek pingpongowych), no i nie ma już placu zabaw. Zamiast niego jest poszerzony parking. Aczkolwiek drabinki znalazłem 100 metrów dalej - te same po których wspinałem się 30 lat temu...
Poszedłem też do pobliskiej podstawówki. Jakim cudem drzwi wejściowe są te same co 30 lat temu? Okna zresztą też. Korciło mnie żeby wejść do środka, ale zostawię to sobie na inny raz.
Kawałek dalej znajdują się tzw. "pawilony", w których stałem godzinami po papier toaletowy i watę. Sklep z zabawkami (najważniejszy obok budki z rurkami z kremem) nadal jest w tym samym miejscu, spożywczy tak samo, poczta też i fryzjer do którego chodziłem się strzyc. No i kwiaciarnia.
30 lat temu nowiutka dzielnica Gdyni dzisiaj zamieniła się jakby w zapomniany koniec świata.
Wieczorem pojechałem powtórzyć schrzanione zdjęcie z wczoraj. Oczywiście nie dało się go już zrobić. Przepadło na zawsze.
poniedziałek, 23 maja 2011
lato w maju
Lato zaatakowało niemal z wściekłością. Do tego stopnia że człowiek pięć razy się musi zastanowić zanim wyjdzie z domu. W centrum stolicy ludzie zaczęli wchodzić do wszelkiego rodzaju bajor, stawików i kałuż. Dorośli chłopcy wyciągnęli z szaf swoje koszulki polo w kolorach odbijających promienie słoneczne. Ich dzieci w krótkich spodenkach i długich skarpetkach z radością zaczęły nurkować w piaskownicach.
niedziela, 22 maja 2011
reaktywacja
Wbrew zapowiedziom wczoraj nie nastąpił koniec świata. Wstałem więc z pozycji leżąco-krzyżnej i postanowiłem zacząć nowe życie. Na razie blogowe (po raz kolejny), ale co będzie dalej - kto wie.
Dzisiejszy poranek przebiega leniwie, od kilku dni temperatura afrykańska.
Wczoraj (dzisiaj zresztą też) Bogdan prowadził zajęcia w Muzeum Kolejnictwa. Wpadłem tam na 2 godziny, zrobiłem 2 klaty i ewakuowałem się z udarem słonecznym. Szczerze współczuję wykładowcy i uczestnikom. Dzisiaj zapowiadali burzę, ale patrząc w tej chwili przez okno widzę, że jest jeszcze gorzej.
Poza tym przeczytałem właśnie, że w Ustroniu postawili kolejnego rekordowej wysokości Chrystusa. Cholera, może to jednak koniec świata...
(foto z netu - Andrzej Drobik)
Dzisiejszy poranek przebiega leniwie, od kilku dni temperatura afrykańska.
Wczoraj (dzisiaj zresztą też) Bogdan prowadził zajęcia w Muzeum Kolejnictwa. Wpadłem tam na 2 godziny, zrobiłem 2 klaty i ewakuowałem się z udarem słonecznym. Szczerze współczuję wykładowcy i uczestnikom. Dzisiaj zapowiadali burzę, ale patrząc w tej chwili przez okno widzę, że jest jeszcze gorzej.
Poza tym przeczytałem właśnie, że w Ustroniu postawili kolejnego rekordowej wysokości Chrystusa. Cholera, może to jednak koniec świata...
(foto z netu - Andrzej Drobik)
Subskrybuj:
Posty (Atom)