Popijając zimne piwo niedzielną wieczorową porą szuka się specyficznej muzyki. Im więcej płyt na półkach tym trudniej wybrać. January... Kilka lat już nie słuchałem tej kapeli. Zespół niemal nieznany w Polsce (a może się mylę?). Już nie pamiętam jak i skąd go wziąłem. Kojarzę jedynie że ich pierwszą płytę dojrzałem lata temu (oprócz swojej) na półce Adama Czajkowskiego, w pewnych kręgach kultowego prezentera radiowego z Gdańska. Poza Adamem czy ktoś ich zna?
Płyta "I heard myself in you" jest niby kolejnym indie-britpopowym albumem wydanym na przełomie lat 90/00'tych. Ale tylko niby. Nigdy nie rozszyfrowałem tego dlaczego jest dla mnie wyjątkowa. To pewnie połączenie kilku elementów - dźwięków, wokalu, tekstów, melodii - w idealny melanż. No i numery trwające nawet pod 10 minut, a nie standardowe 3-4. Zanim się zaczną to już skończą.
Hm, ale suma summarum trudno powiedzieć. Nie wszystko da się rozebrać na czynniki pierwsze i zanalizować.
Ich drugą płytę siłą rzeczy też kupiłem, ale nie trafiła już tak mocno. Po niej się rozpadli. Poszukiwałem później informacji co porabia Simon Mclean, ich frontman. Udzielał się w różnych kapelach, ale chyba nic ciekawszego niestety już nie stworzył. Szkoda bo ta płyta pokazuje że facet ma, lub miał talent.
1 komentarz:
ooo dobrze słyszeć, że ktoś pamięta o tej kapeli.. choć ja znam ja z drugiej i ostatniej ich płyty tp. Motion Sickness świetna płyta
https://www.youtube.com/watch?v=_6CZ2AmeNIY
Prześlij komentarz