Już dawno nie zdarzyło mi się z radością gasić budzika o 7 rano. Wszystko przez długie wyczekiwanie na wolny dzień, w którym w końcu spokojnie będę mógł pójść na jesienne zdjęcia. Niestety spełnił się najczarniejszy scenariusz i po raz pierwszy od mniej więcej 3 tygodni ranek powitał mnie czyściutkim niebem i ostrym Słońcem. Zamiast więc produktywnie rozpocząć oczekiwany wyluzowany weekend, wkurzony przykryłem się kołdrą i ponownie zasnąłem. Po śniadaniu, koło 10 chmury zaczęły się leniwie z powrotem pojawiać na niebie. Było niestety już trochę za późno, zwłaszcza że miałem jeszcze do załatwienia kilka drobnych spraw, no a na 14 miałem być w radio na koncercie Kamp! Tak więc po raz pierwszy od ponad roku wyciągnąłem swojego Nikona, 3 obiektywy i załadowałem świeżutki negatyw. Zgodnie z umową o 14.20 pojawiłem się w studio radia Euro i niemal od razu zacząłem robić próbę chłopaków. Nienawidzę używać lampy, na szczęście było tak jasno że 400-ka spokojnie wystarczyła żeby robić na 1/60. Muzycy okazali się być mocno spięci - było jeszcze 3 innych fotografów, z których jeden fotografował w stylu reportażu do kolorowych gazet, czyli walił lampą na kablu mniej więcej 20 cm od twarzy muzyków - nie dziwne więc że się chłopcy spięli. Po paru minutach ze strachem w oczach zapytali tylko czy w czasie koncertu też zamierzamy robić foty. Na szczęście koncert był nagrywany na kamery i transmitowany z wizją na żywo w necie, także dostaliśmy zakaz używania lamp i kręcenia się przed kamerami. Suma sumarum na koncercie w samym studio zostałem sam i żeby zbytnio nie peszyć muzyków spokojnie mogłem pstrykać w takich okolicznościach genialnym 80-200/2,8. Koncert nie był typowy, gdyż muza szła tylko przez słuchawki także słyszałem jedynie wokal a'capella, "puste" uderzenia pałeczek w elektroniczną perkusję oraz rytmiczne postukiwania butów muzyków. Mimo to było bardzo fajnie. Przez to że znam ich muzykę dość dobrze, reszta dźwięków dobrzmiewała sama w mojej głowie. W pewnym momencie na chwilę wyszedłem ze studia żeby posłuchać kompletnej muzyki w reżyserce, ale zaraz wróciłem. To co słyszałem w samym studio - tego nie słyszał nikt włącznie z samymi muzykami.
sobota, 31 października 2009
piątek, 30 października 2009
czwartek, 29 października 2009
jesień
Jesień można powiedzieć - w pełni. Zamiast nostalgii w głowie niestety przeważają inne uczucia - pogoń, chaos, nerw. Przed nami najbardziej nostalgiczny weekend w roku. Mam nadzieję że pogoda nie skomplikuje się do tego czasu i Słońca nadal nie będzie. Liście mogą spadać bez zmian. Przydałyby się nowe zdjęcia.
środa, 28 października 2009
fotoart jeszcze raz
Przeczytałem dzisiaj relację z Fotoart festiwalu na fotopolis.pl. Częściowo się zgadzam, częściowo nie. Podpisuje się rękami i nogami pod notkami na temat fotografii pejzażowych - pisałem zresztą o nich wcześniej. Natomiast nie za bardzo zgadzam się np. z opisem zdjęć Romów Joakima Eskildsena. Mimo wyraźnego zaangażowania i pracowitości fotografa nie wszystkie zdjęcia mnie przekonują. Pewnie w dużym stopniu dlatego że w ciągu ostatnich miesięcy widziałem kilka innych wystaw czy też albumów poświęconych Romom (m.in. na festiwalu w Łodzi) i były one dużo ciekawsze moim zdaniem. Mam wrażenie że gdyby autor wybrał i pokazał mniej więcej połowę tych zdjęć byłoby dużo lepiej.
Relację jednak warto przeczytać, jest też w niej sporo eksponowanych zdjęć.
http://www.fotopolis.pl/index.php?n=9785
Relację jednak warto przeczytać, jest też w niej sporo eksponowanych zdjęć.
http://www.fotopolis.pl/index.php?n=9785
wtorek, 27 października 2009
Palermo
Obejrzałem nowy film W. Wendersa - 'Palermo Shooting'. Polski, jak to częsta bywa nieszczęśliwie przetłumaczony, tytuł brzmi 'Spotkanie w Palermo'. Mimo dobrych recenzji w prasie muszę przyznać że jestem mocno rozczarowany. Płaskie pseudofilozoficzne teksty zirytowały mnie zdecydowanie zbyt mocno. Poetyka ujęć nie była w stanie nadrobić tej ułomności filmu. Postanowiłem jednak zaznaczyć ten film na blogu z powodów fotograficznych.
Raz - kręcąc się po uliczkach Palermo główny bohater (fotograf) używa kultowego aparatu fotograficznego - Plaubel Makiny o formacie 6x7. Oczywiście sporo kosztującego. Rzuciłem przed chwilą okiem na ebay - ponad 3000 dolców (używany). Tak czy inaczej aparat fajny, z zapadającym się (podobnie jak w Mamiyi 6) obiektywem. Już nie raz zdarzyło mi się zamarzyć o jego posiadaniu.
Raz - kręcąc się po uliczkach Palermo główny bohater (fotograf) używa kultowego aparatu fotograficznego - Plaubel Makiny o formacie 6x7. Oczywiście sporo kosztującego. Rzuciłem przed chwilą okiem na ebay - ponad 3000 dolców (używany). Tak czy inaczej aparat fajny, z zapadającym się (podobnie jak w Mamiyi 6) obiektywem. Już nie raz zdarzyło mi się zamarzyć o jego posiadaniu.
Dwa - Palermo pojawiło się w moim życiu w ciągu ostatnich dni już trzeci raz, a to podobno oznacza COŚ - przynajmniej Jo tak twierdzi. Niedawno o swoich zdjęciach w katakumbach Palermo opowiadał w Bielsku-Białej Morten Krogvold, a w nowym numerze "Fotografii" na ten temat pisze Bogdan Konopka.
Katakumby w Palermo to miejsce gdzie od XVI wieku przechowuje się zmumifikowane ciała zmarłych osób. Nie do końca jest jasne w jaki sposób zostały "zabalsamowane". W każdym razie całkiem dobrze zachowały się ciała, włosy a nawet oczy zmarłych. Mimo tego że są wystawione na działanie powietrza. Na dodatek zapach w katakumbach jest podobno normalny. Miejsce z pewnością niezwyczajne. Migawki (sic!) z tego miejsca można zresztą zobaczyć w filmie.
niedziela, 25 października 2009
po sztormie
Ostatnimi dniami nad morzem rządził sztorm. Na dodatek wiejący w bardzo nietypową stronę czyli od Zatoki w kierunku lądu. Zdarza się to tak średnio raz na 2, może 3 lata. Tym razem niestety zabrakło mnie w tym czasie w Gdyni. I nie udało mi się kolejny raz przespacerować po bulwarskim falochronie przy falach, które się przez niego przewalają. SZKODA. No cóż, walka o byt powoduje że pozostało mi weekendowe szukanie śladów po pozostałościach żywiołu.
Na plaży w Orłowie kilkanaście korzeni wyrwanych drzew (pnie zostały już odcięte i sprzątnięte), za klifem zamiast miłego piaseczku tony kamieni. No i ku mojej rozpaczy ani śladu "dziwnego" drzewa, które od kilku lat miałem w zwyczaju mniej więcej co pół roku fotografować rejestrując jednocześnie jak się zmienia, przemieszcza, zapada... Wygląda na to że oto nastąpił koniec tego małego "projektu"...
.
poniedziałek, 19 października 2009
niedziela, 18 października 2009
fotoart cz.2.
W niedzielę powtórka z rozrywki - zwiedzanie kolejnych wystawy oraz spotkania z fotografami. Wystawy trzymały mniej więcej poziom z soboty, poza może dwoma projektami pejzażowymi. Od jakiegoś czasu takie klimaty w ogóle mnie nie ruszają, zwłaszcza podane przez "mistrzów photoshopa" (cytat z CV jednego z młodych portugalskich fotografów).
Z innych przygód to nocleg w Bielsku-Białej na... Krecie...
czyli u D. (dzięki po 100-kroć!). Jak się okazało różnego rodzaju znakom nie ma końca w życiu. Wchodząc do kuchni nie dało się nie zauważyć charakterystycznej fotografii na kalendarzu. Aż zrobiłem duże oczy z wrażenia.
Sama Bielsko-Biała okazała się też bardzo ciekawym fotograficznie miastem. Nie miałem za dużo czasu na chodzenie, pogoda tez trochę nie sprzyjała, ale po kilku obrazkach, które mignęły mi po drodze stwierdziłem, że zdecydowanie w wolnej chwili trzeba tu będzie wrócić. Niektóre uliczki i klimaty na starym mieście są niesamowite. Ku pamięci zrobiłem kilka ujęć małym obrazkiem. Jak poskanuję to wrzucę w ramach jakiegoś remanentu.
sobota, 17 października 2009
fotoart
Dzisiaj rano pojechałem do Bielska-Białej na Fotoart Festiwal. To trzecia edycja tego festiwalu. Na pierwszych dwóch nie byłem, także częściowo pojechałem na niego żeby zobaczyć "jak jest". I muszę przyznać, że po pierwszym dniu jestem naprawdę mocno zbudowany. Po zobaczeniu około połowy wystaw wygląda na to że to festiwal, który trzyma najwyższy poziom z wszystkich polskich festiwali, na których byłem. Mówię rzecz jasna o "średniej" a nie o pojedynczych ekspozycjach.
Mimo że fotografie są bardzo różne (kolor, czerń i biel, portrety, reportaże, fotografia reklamowa, grafika komputerowa itd.) to praktycznie każda wystawa była dla mnie w jakiś sposób interesująca, intrygująca czy nawet inspirująca. Do tej pory mi się to nie zdarzyło.
Fotoart jest też o tyle ciekawym festiwalem że pierwszy weekend jest wypełniony imprezami towarzyszącymi, z których najważniejszą jest tzw. maraton autorski. Mówiąc krótko są to ok. godzinne spotkania z twórcami, których zdjęcia są w tym roku pokazywane.
Największe wrażenie zrobiło na mnie spotkanie z Joakimem Strömholmem ze Szwecji, który zaprezentował ok. 40-minutowy film „Zamkij oczy i patrz” o swoim ojcu Christerze Stromholmie - znanym szwedzkim fotografie. Długo musiałbym opisywać życiorys Christera i jego nieszablonową osobowość, w każdym razie film, poza wymiarem fotograficznym, miał niezwykły wymiar osobisty. Pokazywał trudną relację między ojcem a synem, chociaż z powodu bardzo młodzieńczej osobowości jednego i drugiego ta relacja była jednocześnie w dość lekki sposób podana. Mimo tej lekkości film zrobił na mnie duże wrażenie. Na dodatek na czas projekcji Joakim usiadł na krześle obok mnie także miałem okazje "Czuć" jego własne reakcje na film, który sam nakręcił. Mimo upływu lat (film był kręcony w 1991 roku) reżyser niemalże rzucał się na krześle w niektórych momentach filmu, uśmiechał się szeroko, wzdychał itp. Nie da się ukryć że dało mi to dodatkowego kopa.
Mimo że fotografie są bardzo różne (kolor, czerń i biel, portrety, reportaże, fotografia reklamowa, grafika komputerowa itd.) to praktycznie każda wystawa była dla mnie w jakiś sposób interesująca, intrygująca czy nawet inspirująca. Do tej pory mi się to nie zdarzyło.
Fotoart jest też o tyle ciekawym festiwalem że pierwszy weekend jest wypełniony imprezami towarzyszącymi, z których najważniejszą jest tzw. maraton autorski. Mówiąc krótko są to ok. godzinne spotkania z twórcami, których zdjęcia są w tym roku pokazywane.
Największe wrażenie zrobiło na mnie spotkanie z Joakimem Strömholmem ze Szwecji, który zaprezentował ok. 40-minutowy film „Zamkij oczy i patrz” o swoim ojcu Christerze Stromholmie - znanym szwedzkim fotografie. Długo musiałbym opisywać życiorys Christera i jego nieszablonową osobowość, w każdym razie film, poza wymiarem fotograficznym, miał niezwykły wymiar osobisty. Pokazywał trudną relację między ojcem a synem, chociaż z powodu bardzo młodzieńczej osobowości jednego i drugiego ta relacja była jednocześnie w dość lekki sposób podana. Mimo tej lekkości film zrobił na mnie duże wrażenie. Na dodatek na czas projekcji Joakim usiadł na krześle obok mnie także miałem okazje "Czuć" jego własne reakcje na film, który sam nakręcił. Mimo upływu lat (film był kręcony w 1991 roku) reżyser niemalże rzucał się na krześle w niektórych momentach filmu, uśmiechał się szeroko, wzdychał itp. Nie da się ukryć że dało mi to dodatkowego kopa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)