poniedziałek, 26 sierpnia 2013
chelsea wolfe czyli o tym, że ból jest piękny
Panią Chelsea Wolfe zachwyciłem się 3 lata temu słuchając jej pełnowymiarowego debiutu The Grime and The Glow. W tym stosunkowo krótkim międzyczasie popełniła jeszcze kilka wydawnictw - solowych czy kolaboracji z innymi muzykami. Można się przyczepić, że dźwięki niedaleko zostały rzucone od Stridulum II Zoli Jesus, czy od White Chalk Polly Harvey. Jednak jeśli ktoś lubi tego typu klimaty to po co się przyczepiać. Atmosferę Chelsea potrafi roztoczyć bardzo mglistą i tajemniczą. I o to chodzi.
Nowa płyta o zgrabnym tytule 'Pain is Beauty' wychodzi już za dwa tygodnie. Miała ją promować podczas niedawnego Off Festiwalu, ale niestety nie dojechała. Miałem jednak okazję by odsłuchać cały album niedawno. Muzycznie na razie trochę mniej mnie przekonuje od wyżej wspomnianego debiutu, przynajmniej nie jako całość. Kilka perełek z pewnością jednak zawiera. Tekstowo jest za to ciekawa i pełna książkowych inspiracji. Wprawdzie moja trenerka wbijała mi do głowy przez kilkanaście lat, że ból nie istnieje, mimo wszystko myślę, że warto posłuchać i samemu zdecydować.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Niezły początek dnia z "acoustic experimental folk rock California"... =:>
Internet to śmietnik. W tych dźwiękach rozpoznaję tylko Californię ;))
http://pitchfork.com/advance/195-pain-is-beauty/
Prześlij komentarz