Niecałe 15 lat temu po raz pierwszy pojechałem do Hiszpanii. To był wyjątkowy wyjazd siedmiu kumpli - dwudziestoparolatków (i wszystko jasne). Pojechaliśmy 8-osobową Toyotą i przez ok. 2 tygodnie przejechaliśmy od Barcelony, przez Walencję, Benidorm, Malagę, Gibraltar, Tarifę, Kadyks, Sevillę, Cordobę, Granadę, Madryt, Saragossę i na końcu Andorrę. Nie pamiętam już na ilu imprezach byliśmy, o której godzinie je kończyliśmy i gdzie. Pamiętam że było ich dużo i że było mega pozytywnie.
Ale najważniejsze było to, że podczas tego wyjazdu odkryłem, iż moi przodkowie pochodzą z Sevilli i że to tu są moje źródła i moje miejsca. Wtedy zresztą powstało moje alter ego ukryte m.in. w adresie tego bloga.
Równie niespodziewanie odkryłem też wtedy jaką przyjemność może sprawiać jedzenie, ale o tym może kiedy indziej.
W międzyczasie wracałem kilka razy do Hiszpanii, m.in. do Barcelony i do Granady. W Sevilli od 15 lat nie byłem. Aż do (wg planu)... jutra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz