Album wychodzi oficjalnie 4 listopada, a ja szczęśliwie przerabiam go już po raz czwarty od powrotu z wyspy. I tak jak z poprzednią płytą nie mogę się od niej odczepić. Mało tego, za każdym odsłuchem wkręcam się w nią coraz bardziej.
Podobnie jak to było z "ukochanym delfinem" konia z rzędem temu co zaszufladkuje muzykę Connana. Nie jest to chyba możliwe. Connan twierdzi, że od kilkunastu lat nie kupił żadnej płyty, nie przegląda blogów muzycznych itp. To co leci w radio wzbudza w nim jedynie torsje. Nie dziwne więc jest, że jego muzyka jest podobna do niczego albo do... wszystkiego. Jakby się postarać to pewnie można dosłyszeć podobieństwa do Ariela Pinka w "Do I Make You Feel Shy?", albo do Maca Demarco w początku utworu tytułowego. To jednak raczej przypadki niż inspiracja.
Urodzony w Nowej Zelandii 30 lat temu muzyk przeprowadził się w 2006 roku do Londynu. Nagrany debiutancki album został odrzucony przez wszystkie wytwórnie, co zniechęciło Connana do brytyjskiego przemysłu muzycznego i spowodowało że postanowił wrócić na Nową Zelandię. I pewnie nigdy byśmy już o nim nie usłyszeli, gdyby nie jego... mama, która zachęcała synka, zachęcała i zachęcała. Co w końcu doprowadziło do tego, że muzykę Connana usłyszał brytyjski DJ Erol Alkan, co z kolei zaowocowało wydaniem debiutanckiego albumu.
Connan wrócił do Londynu, ale ponownie długo nie zagrzał w nim miejsca, na początku tego roku przeniósł się do Manchesteru.
A nowy album nagrał w... Tokyo. A konkretnie w tokijskim pokoju hotelowym. Tokyo jest przystankiem Connana gdy podróżuje z Anglii na Nową Zelandię. I jednocześnie jego ulubionym miejscem na Ziemi. W jednym z wywiadów powiedział "To jest tak obce i dziwne miasto dla mnie. Ale z drugiej strony gdy z niego wyjechałem poczułem jakbym opuścił dom. Normalnie złapałem doła. I to po spędzeniu tam zaledwie jednej nocy. I dzieje się tak za każdym razem gdy tam jestem."
Jak na nowozelandczyka przystało Connan uwielbia surfować (widać to zresztą po wyglądzie), a w domu trzyma wypchanego niedźwiedzia polarnego. Nową płytę z kolei najlepiej słuchać chyba w... łóżku. Niekoniecznie hotelowym.
Dla tych co nie znają Connana wrzucam teledysk z debiutanckiej płyty solowej (wcześniej nagrał co nieco z zespołem). Oczywiście z Londynem w roli głównej i o tym jak to jest zakochać się w dziewczynie, która jest delfinem...