Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

off festival 2014 czyli Bo Ningen i długo długo nic

Na Off-a jeżdżę praktycznie co rok i od "zawsze". Wrzucam zazwyczaj kilka fot (rok temu nie wrzuciłem bo negatyw nadal... chłodzi się w lodówce). O muzyce raczej nie wspominam, a przynajmniej nie pamiętam że to robię. W tym roku miało być podobnie (nie skończony negatyw dla odmiany tkwi jeszcze w aparacie), ale tym razem muszę zająć muzyczne stanowisko.
Slowdive, Jesus and Mary Chain, Deafheaven... Moje klimaty, na te zespoły jechałem. Slowdive to moje top 2 niezmiennie od ponad 20 lat, wielka reaktywacja, trzeci mój koncert w tym roku, Deafheaven - genialny koncert na Primaverze, JAMC - reaktywacja, legenda itd.
Slowdive dało kolejny wspaniały koncert, Deafheaven ok, ale gorszy niż w Barcelonie (skrócony z jakiegoś powodu o 20 minut, w pełnym słońcu, a powinni grać po ciemku i najlepiej na Leśnej a nie głównej itd.), JAMC lepiej pominąć milczeniem - wyszli, odbębnili i poszli. Jednak pojechać na Offa warto było w tym roku na jeden jedyny koncert - Bo Ningen. Ktoś (???) wspomniał mi 2 dni przed festiwalem że powinienem pójść ich zobaczyć. Nie znałem kapeli to i poszedłem. No i tak...
Ze dwie godziny wcześniej prowadziłem z Wojtkiem M. dyskurs na temat tego dlaczego większość muzyki i koncertów już nas nie "bierze" i nie wzrusza - wiek (emocje opadają, "wszystko" już odkryliśmy), globalizacja (wszędzie wszystko pod ręką), degrengolada ogólna (coraz powszechniejsze niskie loty) itp. itd. Podobnie jak z festiwalami fotografii zastanawiałem się kilka razy czy jest jeszcze sens na nie jeździć i że zazwyczaj z 50 wystaw czy koncertów trafia się jeden czy maksymalnie dwa, na które warto było przyjechać. I że w sumie chyba o to właśnie chodzi.
I jak na potwierdzenie tej teorii dwie godziny później trafiliśmy razem do namiotu Trójki na koncert Bo Ningen. Zgodnie z czyjąś (?) rekomendacją miał być stoner rock, a była wybuchowa mieszanka Wooden Shijps, Boris, Mars Volta, jazzu i jeszcze paru innych gatunków. I jak to zgrabnie określił autor festiwalowego programu (aczkolwiek w odniesieniu do zupełnie innego zespołu) - Japończycy jeńców nie biorą. Szczęka mi opadła co już, jak wspomniałem wyżej, często mi się nie zdarza. Ekstremalna energia charakterystyczna dla wielu japońskich kapel wylała się ze sceny z siłą tsunami. Tego mi było trzeba żeby poczuć sens bycia w tym roku na Offie i żeby odlecieć emocjonalnie na kosmiczną orbitę.

Podłej jakości namiastka z jutiuba poniżej. Kto się szanuje niech startuje w niedzielę do Berlina. Bilety tylko 14 euro, no i prawdziwy koncert w klubie, nie jakiś tam festiwalowy.


Brak komentarzy: