Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

poniedziałek, 30 września 2013

pokłosie


Wstyd się przyznać, ale dopiero dzisiaj obejrzałem film Pasikowskiego "Pokłosie". Piszę wstyd gdyż powinna to być filmowa "lektura" obowiązkowa każdego Polaka. O fabule nie będę pisał, bo z grubsza pewnie jest już wszystkim znana. Film po premierze opisano w wielu pismach i portalach. Z racji trudnego tematu, recenzje są bardzo spolaryzowane. Można przeczytać zarówno te bardzo pozytywne, jak i bzdety w rodzaju, że jest to film antypolski.
Na tle naszego ulubionego "mesjanizmu" i nieskazitelności udręczonego Polaka, wciąż podsycanych przez niektóre środowiska, ten film stanowi lodowaty, bo niestety całkowicie prawdziwy prysznic. O Jedwabnem i wielu podobnych pogromach zrobiło się jakiś czas temu (na szczęście) głośno, aczkolwiek jak pokazują badania, wielu Polaków do dzisiaj nie rozumie "o co tam chodziło". Niezwykłe i znamienne wystawy i wydawnictwa typu "Macewy codziennego użytku" Łukasza Baksika już w ogóle trafiają do bardzo wąskiej grupy osób. Tymczasem film "sensacyjny", na dodatek znanego reżysera jakim jest Pasikowski, ma dużo większe szanse by dotrzeć do szerszej grupy polskiego społeczeństwa. Zwłaszcza do jej młodszej części, która wciąż pobiera naukę o świecie i o polskiej historii. Jak pokazują przykłady niektórych naszych polityków, na część "starszych" niestety jest już za późno.
Podobnie jak opisywane przeze mnie niedawno "Auschwitz jest w nas", tak samo trzeba powiedzieć - "Pokłosie jest w nas". Ciemnoty części polskiego społeczeństwa ten film nie zlikwiduje. Z przeszłością też już dzisiaj nic nie zrobimy, ale znać ją trzeba i szerzyć tę pamięć również. Z szacunku do tych, którzy stracili wtedy życie, ale przede wszystkim z szacunku do nas samych i do naszego kraju.

niedziela, 29 września 2013

piotr fijalkowski wraca

Rodzice wyemigrowali do Anglii zanim się urodził. Także można powiedzieć, że jest rodowitym Brytyjczykiem. Mimo że na dodatek w zasadzie nie zna polskiego, to mówi o sobie że jest Polakiem. Tak też (Polak) nazwał swój zespół, który stworzył w 1996 roku razem z bratem Krzyśkiem. Przed Polakiem śpiewał w dużo ważniejszym Adorable - jednym z tych kilku zespołów, które mocno poprzestawiały klocki mojej muzycznej wrażliwości na początku lat 90-tych. Długo by opowiadać, może przy innej okazji. W każdym razie Piotr niedawno po raz kolejny się zreaktywował, tym razem w duecie z Terrym Bickersem (kiedyś m.in. w House of Love i Levitation).
Za mniej więcej miesiąc duo wyda swój nowy singiel, do którego wypuścili właśnie teledysk - składający się w 100% z fotografii nadesłanych do Piotra przez zaprzyjaźnionych fotografów i amatorów.


MP3 można kupić na zasadzie 'płać ile chcesz' na oficjalnym bandcampie.

środa, 25 września 2013

wielki konkurs fotograficzny

Nie tak dawno pisałem o konkursach fotograficznych. Temat niestety bardzo szybko ponownie mnie znalazł.
Przed chwilą na pierwszej stronie jednego z najpopularniejszych portali informacyjnych ukazało się ogłoszenie wyników kolejnej edycji "Wielkiego Konkursu Fotograficznego" bardzo znanego pisma. Redaktora naczelnego szanuję, chociaż fanem jego fotografii nie jestem, zwłaszcza prac z ostatnich lat. Jakby jednak nie patrzeć swoją markę ma, tak jak i pismo, a także konkurs. Oglądam więc sobie te nagrodzone prace bo to znane pismo, znany konkurs i znany redaktor.
Nie kreuję się broń boże na jakiegoś recenzenta, ale z dobrą fotografią stykam się od czasu do czasu i coś tam wydaje mi się wiem. No i do cholery nie mogę zdzierżyć. Pal licho jeśli byłoby to jakieś byle jakie pismo za przeproszeniem z Pcimia Dolnego. Ale nie - to poważne pismo, z długoletnią międzynarodową tradycją. I co z tego? To z tego, że do czegoś to powinno zobowiązywać. Do trzymania jakiegoś poziomu, do EDUKACJI wizualnej młodego pokolenia, które będzie teraz przez ileś tam dni oglądać te fotografie i wbijać sobie do głowy, że to dobre jest. No bo w końcu to Wielki Konkurs jest bardzo znanego pisma.

A to panie, panowie - sorry, ale dobre nie jest. To nawet średnie nie jest. Jeśli konkursowicze wysyłają po prostu słabe zdjęcia, z których nie ma co wybrać, to nie róbcie proszę tego konkursu. Albo chociaż nie przyznawajcie głównych nagród. No chyba że chodzi o kasę... Tylko czemu kosztem robienia w konia młodych ludzi?

A na koniec "tradycyjnie" opis do jednego zdjęcia...
"Jeśli przyjąć, że proces twórczy, w wyniku którego to zdjęcie powstało, posiada znamiona sztuki, to jest to sztuka minimalizmu. Woda rozpędzona w wąskim korycie bieszczadzkiej Osławy, odważny model, kamień, o który można zaprzeć się stopami, aby wartki nurt go nie porwał, i naturalne jacuzzi gotowe. Aby podnieść na duchu modela, coraz dłużej wstrzymującego oddech przy kolejnych ujęciach, obiecałem półżartem, że ta sesja trafi do... (i tu pada nazwa tego bardzo znanego pisma - wtręt mój)".

Zdjęcia tym razem nie dołączam z powodów wymienionych powyżej.

ps. Żeby być sprawiedliwym przyznaję, że kilka zdjęć przyrodniczych to owszem, bardzo ładne obrazki.

sobota, 21 września 2013

graffiti w skm-ce

Mam ze Stereophonics małą zagwostkę. Nie mogę zdzierżyć ani jednego albumu od początku do końca. Słuchając ichnich "mainstreamowych" kawałków mam ochotę radio od razu wyrzucić przez okno. Natomiast od czasu do czasu chłopcy, a zwłaszcza Kelly Jones z tym swoim przepitym tanim winem wokalem i Adam Zindani potrafiący wywinąć od święta hipnotyzujący riff, wypuszczą taki kawałek co go mogę słuchać 10 razy pod rząd i cały czas nie mam dość. Hitowy "Pull The Pin" wyrzuciłem na śmietnik po pierwszym przesłuchaniu, ale zanim to zrobiłem, ostatni numer zrzuciłem sobie na mp3 do katalogu "the best of the best of everything".
Podobnie mam z nową płytą. Chłopcy mizdrzą się nią do pokolenia Z, Ź i Ż, których już kompletnie nie rozumiem. Natomiast tytułowy kawałek... kompletnie niespodziewanie wylał kubeł zimniej wody na zakurzony od dawna skrawek mojej pamięci. Sięgnął gdzieś do pierwszych fotografii robionych przeze mnie 20 lat temu w trójmiejskiej skm-ce podczas codziennych podróży ze stacji gdynia-stocznia do gdańsk-politechnika i z powrotem. Dzisiaj pewnie zrobiłbym z tego niezły "streetowy" cykl, gdyby mi się chciało odkopać te negatywy. Migające twarze za szybami, kolejne zmieniające się na siedzeniach naprzeciwko. Niektóre regularnie powracające, niezależnie od pory roku, po nastu razach znikające na zawsze. Morze widoczne tylko pomiędzy orłowem a kamiennym potokiem. Blokowiska przymorza i zaspy, dźwigi stoczniowe widoczne z polibudy. No i wysprejowane napisy na wagonach - najczęściej w rodzaju "arka gdynia" i "lechia pany", ale też i ten na murze na stacji sopot-wyścigi "kocham Cię, wyjdź za mnie"...


wtorek, 17 września 2013

Exit Calm suplement

Po suplemencie fotograficznym, suplement muzyczny do posta z 4 września. Dzięki najlepszej przyjaciółce zza kanału, okazja dla wszystkich czytelników POGO, aby posłuchać nowej płyty Exit Calm już dzisiaj.
M. dziękuję za info i przepraszam ;)
Normalny krążek CD lub winyl, ewentualnie mp3, można zakupić tutaj.



I pozostałe numery tutaj.

poniedziałek, 16 września 2013

maciek nabrdalik suplement

Mały suplement do wczorajszego posta - 30 września o godz. 19.00. we Wrzeniu Świata (Warszawa, Gałczyńskiego 7) odbędzie się spotkanie autorskie z Maciejem Nabrdalikiem, a w ostatnim numerze doc! magazine jest zamieszczony wywiad z tym fotografem. Polecam zarówno spotkanie, jak i wywiad.

niedziela, 15 września 2013

'nieodwracalne' agnieszki i maćka nabrdalik


Kilka dni temu w warszawskiej Zachęcie odbyło się spotkanie z Agnieszką i Maćkiem Nabrdalikami. Była to premiera ich książki "Nieodwracalne" - efektu 4-letniego projektu, który realizowali w latach 2009-2013.
Agnieszka z Maciejem postanowili porozmawiać z ostatnimi już żyjącymi więźniami niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych. Szukali ich w Polsce, w USA i wielu innych krajach. Do kilkudziesięciu osób dotarli, do części niestety już nie zdążyli. Z racji upływu czasu wszyscy żyjący jeszcze więźniowie byli w obozach dziećmi. Obozy odcisnęły na ich psychice niemożliwe do wyobrażenia dla nas piętno.

Książka składa się z krótkich fragmentów rozmów przeprowadzonych przez Agnieszkę, przeplatanych przez oszczędne, zatopione w całkowitej czerni, portrety twarzy wykonane przez Maćka.
Ta książka nie jest o rzeczywistości obozowej, nie jest też dokumentem. Jest próbą dotarcia do sedna piętna - do strzępów pamięci, których nie można usunąć - do pojedynczych sytuacji, obrazów, wrażeń, zapachów, odczuć. Piętno ma różne formy. Zawsze jest przerażające. I jest nieodwracalne.

Większość z rozmówców ma do dzisiaj nocne koszmary, większość nie została nigdy zrozumiana przez najbliższych i otoczenie. W samotności, przez całe życie, starali się tamtą przerażającą rzeczywistość wepchnąć za niewidzialne drzwi zamkniętej przeszłości. Co niestety nie jest możliwe.

W naszych czasach uczy się o obozach w szkole. Ta wiedza jest, istnieje. Zrozumienie nie jest możliwe, bo nie może być. I nigdy go nie było, nawet tuż po wojnie. To co mnie dodatkowo zszokowało w czasie lektury to występujący bezpośrednio po wojnie, również brak wiedzy na temat obozów i "życia" w nich. Stąd też wzięło się wyobcowanie tych nielicznych ludzi, którzy przetrwali. W tym wielu dzieci. Myślę że powszechna dzisiaj opieka psychologiczna nie byłaby w stanie im pomóc. A 70 lat temu jej przecież w ogóle nie było.
Marian Marczak jako 18-latek wrócił do Łodzi po kilku latach w obozie. Gdy stanął w progu domu, jego własna matka go nie poznała. Jego brat krzyknął "To nie Marian!".
Jerzy Ulatowski oglądał niedawno "W Ciemności" Agnieszki Holland. Patrzył na sceny okrucieństwa chłodnym okiem. Jest obojętny na takie obrazy.
Niusia Horowitz-Karakulska kilkanaście lat po wojnie, w wypadku straciła węch. Od tamtego czasu nie czuje zapachów. W głowie pozostał jej jednak swąd palonych ciał.

Książka, pięknie zaprojektowana przez Anię Nałęcką, ma niezwykłą oprawę z papieru ściernego. Niewygodnie się ją trzyma, wymusza by nie wstawiać jej w półkę, między inne książki. Od siebie dodam, że nie byłem w stanie przeczytać jej od początku do końca jednego dnia. Po kilku rozmowach już nie da się czytać dalej. A przecież są to krótkie fragmenty, przeczytanie jednego to minuta. Ilość traumy przekracza jednak wytrzymałość wrażliwości normalnego człowieka.

Mam ogromny szacunek dla pracy Agnieszki i Maćka. Nie wiem jak oni byli w stanie wytrzymać te wszystkie słowa. Ale dobrze że podarowali nam tą książkę. Z tym że istniały obozy koncentracyjne już nic nie zrobimy, ale powinny one być częścią naszej tożsamości. Ich konsekwencje i ślady powinny wpływać na nasze dzisiejsze działania. Patrząc na to co się dzieje w różnych krajach nie mam złudzeń, że hasło "nigdy więcej Auschwitz" się w naszym świecie zmaterializuje. Dlatego ważniejsze jest hasło "Auschwitz jest w nas". I dzięki takiemu wydawnictwu jak "Nieodwracalne" może przybędzie kilku mądrzejszych i wrażliwszych, kilku nowych "nosicieli pamięci".

O projekcie można przeczytać więcej (włącznie z zamówieniem książki) na stronie http://www.theirreversible.com/
Premierowa wystawa fotografii otworzyła się w Nowym Jorku 12 września. Czy będzie w Polsce jeszcze nie wiadomo, mam nadzieję że niedługo.

środa, 4 września 2013

Exit Calm czyli w przyszłości nie będzie już tak jak kiedyś

W '93 roku dobry kolega zaraził mnie śmiertelnie koncertową wersją piosenki "Gravity Grave", znajdującą się na kompilacji z festiwalu w Glastonbury. Tym nieznanym dla mnie wtedy zespołem było The Verve. Płynąc od jakiegoś czasu na falach dźwięków z wytwórni Creation, poczułem że ten zespół to nowy, silny i świeży wiatr na tym oceanie. Chwilę później dotarłem do pierwszych singli i po kilku miesiącach do pierwszej płyty, która zmiotła mnie z tej kruchej tratwy, na której leżałem sobie w spokoju opalając się i mrużąc oczy do słońca.
Dwa lata później, oglądając The Verve na żywo na festiwalu w Glastonbury, zrozumiałem na czym to wszystko polega i dlaczego taka muzyka mogła powstać właśnie tam i tylko tam - na wyspie. Był to jeden z tych przebłysków, które pojawiają się tylko "tu i teraz" i zostają już na zawsze.

Zespół okazał się niestabilny, rozpadał się i składał kilka razy. Rysiu nagrał w międzyczasie parę singli i płyt solowych, jego koledzy też kombinowali w różnych projektach. Suma sumarum, po czwartej płycie rozpadli się znowu. Zdążyłem ich zobaczyć jeszcze raz na żywo w londyńskim Roundhousie w 2007 roku na tak zwanym "reunion show". Przyznać muszę uczciwie - mimo obaw (lata lecą) koncert był świetny. Zespół tak czy inaczej już nie istnieje.


Nie ma The Verve, ale jest Exit Calm. 23 września wydają wyczekiwaną od trzech lat drugą płytę pt. "The Future Isn't What It Used To Be". 2-utworowy singiel "When They Rise" dostępny jest już teraz, a do niego chłopcy nakręcili zakręcone video. I znowu słońce zaświeciło na tratwie...


poniedziałek, 2 września 2013

białystok interphoto


Dzisiaj rozpoczął się Białystok Interphoto - nowy festiwal fotograficzny w naszym kraju. Jego dyrektorem artystycznym jest Grzegorz Jarmocewicz, co pozwala wierzyć że będzie to jedno z najciekawszych fotograficznych wydarzeń w Polsce. Zobaczymy co się zdarzy w roku 2015 - w założeniu festiwal ma się odbywać co 2 lata i ma być wydarzeniem międzynarodowym - natomiast w roku bieżącym poprzeczka została zawieszona na bardzo wysokim poziomie. Wystarczy spojrzeć na nazwiska autorów zdjęć - Marian Szmidt, Stanisław Woś, Marek Szyryk, Grzegorz Przyborek, Tomek Michałowski, Andrzej Różycki, Michał Jeliński, grupa Sputnik i inni. Swoje wystawy będą miały szkoły takie jak PWSFTViT z Łodzi czy ITF z Opavy. Będzie też kilka projektów z zagranicy.

Jest mi również bardzo miło poinformować, że jedną z pokazywanych wystaw będzie "Z jednej i drugiej strony", której kuratorem jest Sławek Tobis, a której jestem jednym z autorów. Jest to projekt prowadzony przez Sławka od kilku lat na terenach zachodniej Polski, które przed II wojną światową należały do Niemiec. Brałem udział w tym projekcie w zeszłym roku, wykonując portrety osób przesiedlonych na te tereny ze wschodu. Pisałem o tym przy okazji zeszłorocznej wystawy w Galerii Szyperskiej.
Wernisaż odbędzie się jutro, tj. 3 września o godz. 17.00. w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury, przy ul. Kilińskiego 8. Zdjęcia będzie można oglądać do 3 października.

Zapraszam gorąco do Białegostoku. Z pewnością warto. Lista wystaw z datami, miejscami i opisami, a także spis wydarzeń towarzyszących (m.in. warsztaty i spotkania) znajduje się na stronie festiwalu.