Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

niedziela, 7 lutego 2010

white morning lies

Po dłuższej przerwie ponownie zerwałem się w niedzielny poranek koło 6. Wziąłem plecak, statyw i pojechałem na bulwar. Wiatru od paru dni praktycznie nie było, więc gdyńskie morze pokryło się poszarpanym lodem. Ludzi jak zwykle przed wschodem słońca nie było, dopiero po jakimś czasie pojawiło się dwóch zatwardziałych bulwarowych biegaczy i grupa amatorów modnego od jakiegoś czasu nordic walking. O 7.25. znad horyzontu wyszło słońce by po 3 minutach zniknąć bezpowrotnie za chmurami.
Pomyślałem przez chwilę o "słynnych" gdyńskich albumach S. Kitowskiego i z domieszką negatywnej motywacji wystrzelałem przez następne 3 godziny 3 filmy. A nuż któregoś dnia...




Koło 14 wyjechaliśmy już do stolicy żeby zdążyć na koncert White Lies (oraz supportujących ich Hatifnats). Odkrywcza muzyka to nie jest, ale zagrana bardzo sprawnie, energetycznie i energetyzująco. Na dodatek z ponadprzeciętnym jak na rockowych muzyków wokalem - Michał Hatifnat zdradził mi później zakulisowo, że wokalista intensywnie rozgrzewał swoje naturalne struny w garderobie przed koncertem, wyśpiewując kolejne oktawy dźwięków.
Reakcje publiczności, po niesamowitym koncercie na Openerze, już mnie tak nie zaskoczyły - entuzjazm i energia były wyjątkowe. Widać było zresztą że zespół również nakręcał się z każdym kawałkiem. Zagrali prawie wszystkie utwory ze swojej płyty plus kilka nowych, baaardzo obiecujących.



3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Klimaty (poza trzema ostatnimi muzycznymi fotami) - How Scandinavian Of You! :)
Powiększam to sobie i wrzucam na ścianę w moim czytelniczym kąciku. Your Bjork

Wasyl pisze...

Cierpisz na bezsenność?

Sevillian pisze...

Seattle to miasto siostrzane Gdyni, więc w sumie bezsenność jest jak najbardziej na miejscu...