Pamiętam dobrze nie tak dawne czasy kiedy na jakikolwiek dobry koncert trzeba było jechać do Berlina. Teraz z kolei zdarzają się takie sytuacje jak dzisiaj - dwa koncerty, na które człowiek chciałby pójść, a odbywają się równolegle.
New Model Army widziałem po raz pierwszy równo 20 lat temu w Jarocinie. Niezwykłe i wzruszające było to wydarzenie. Pamiętam to tak jakby to było wczoraj. Zobaczyłbym ich z chęcią ponownie dzisiaj. Tyle że stety niestety tego samego dnia przyjechało do stolicy A Place To Bury Strangers. Ich koncert 3 lata temu był genialny, a moje dzisiejsze zamiłowania muzyczne bardziej tkwią w ich klimatach niż NMA. Tak więc trzeba było wybrać Nowy Jork...
Nie wiem jak było w Proximie (podobno świetny koncert), ale jestem pewien że wyboru dokonałem właściwego. Takiego odjazdu nie doznałem od lat. Mało tego - nie przypuszczałem, że koncert rockowy może wywołać we mnie tak silne doznania. Na to co się działo dzisiaj w Kulturalnej, nie znajdę właściwych słów. Powiem tylko tyle - byłem w życiu na 200, 300, może 400 koncertach. Ale na takim nie byłem nigdy. 3 gości wsadziło publikę w rakietę i wysadziło w kosmos. Przez cały bis powtarzałem w głowie tylko dwa słowa - "ja pierdolę". Samokontrolę którą wydawałoby się mam opanowaną do perfekcji, orientację przestrzenną, poczucie czasu i rzeczywistości, straciłem na wiele dobrych minut. Milion razy bardziej to oni zasłużyli na bycie główną gitarową gwiazdą Off Festiwalu, niż My Bloody Valentine.
Ci których nie było stracili BARDZO dużo. Wszyscy Ci którzy nie przejmują się pękającymi bębenkami i krwią cieknącą z uszu, mają jeszcze szansę zobaczyć ich za granicą mniej więcej do połowy listopada, kiedy to w Londynie kończy się europejska trasa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz