Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

piątek, 30 września 2011

The Cure Reflections czyli wyścigi na szybkie łącza



3 dni temu na oficjalnej stronie gruchnęła wiadomość, iż Najlepszy Zespół Na Świecie jednak zagra kolejny koncert w tym roku. I to nie jeden, ale siedem. I to nie "byle" koncert, ale trzy pierwsze płyty w całości od początku do końca (plus bisy). Innymi słowy czeka nas powtórka z dwóch australijskich koncertów z maja i czerwca tego roku. W Europie, a konkretnie w niesamowitym Royal Albert Hall w Londynie 15 listopada odbędzie się pierwszy występ, pozostałe sześć chłopaki zagrają w Stanach, po trzy w Los Angeles i Nowym Jorku. Podobnie jak w Australii z zespołem ma zagrać dwóch jego ex-członków - Lol Tolhurst i Roger O'Donnell.

Z racji ilości pozytywnych recenzji po australijskich koncertach (i z racji że odbyły się one na "końcu świata"), można się tylko domyślać spięcia fanów na całym (zwłaszcza europejsko-amerykańskim) świecie. Godzina "Zero" sprzedaży biletów na koncert w Londynie została wyznaczona na 3 dni później, to jest dzisiaj 9.00. czasu londyńskiego. Na polskich forach natychmiast rozgorzała dyskusja czy przekłada się to na polską godzinę 8.00., czy tez może 10.00. Na początku, prawdopodobnie na wszelki wypadek, przeważała opcja '8.00.' Głosów było tyle, że sam zacząłem mieć wątpliwości. W wyobraźni musiałem zwizualizować sobie globus, kierunki świata, Słońce i ruch obrotowy Ziemi. No tak, w Polsce to zdecydowanie jednak 10.00.

Po haniebnym odpuszczeniu Bestiwalu teraz już nie miałem wątpliwości. Pozostały tylko szczegóły do ustalenia z Najlepszą Przyjaciółką M., co byśmy na dwa fronty przyatakowali "kasy" o tej 10.00.

Stało się tak jak przewidywałem. Równo o 10.00., po wejściu do sklepu internetowego znalazłem się w tzw. kolejce oczekujących na miejscu nr 3245 (5 sekund wcześniej sklep był jeszcze "zamknięty"). Po chwili dostałem jednak wiadomość od Najlepszej Przyjaciółki, iż "stać" już nie muszę, że bileciki już mamy i to w wymarzonej strefie (sektor L)!


Między godziną 10.02. a 10.03. było już jak to się mówi "pozamiatane". Cały koncert został wyprzedany, chętnym pozostał ebay i ewentualnie łapanie okazji tuż przed koncertem. Ale tu już pewnie trzeba będzie przygotować grubszą gotówkę.

To będzie mój 27 koncert The Cure. Cały czas trudno mi w to uwierzyć...

ps. M. - you're the best! :)

5 komentarzy:

roberto pisze...

Sweet...
Nic nowego, nomen omen. Dotyczy to większości kapel. Pomysły się kończą, sił ubywa. Lekarstwo starzeje się i traci moc. A rachunków do zapłacenia przybywa. Pora otworzyć szafę, odkurzyć stare klamoty i zagrać koncert ze starymi piosenkami. I to nie jeden a siedem od razu. Reality bites.

Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy wymykają się temu schematowi. Oto bowiem innej kapeli - i to wcale nie najlepszej na świecie, ba, nie najlepszej europejskiej, najlepszej brytyjskiej zaledwie - również zaproponowano zagranie koncertu ze starociami. Zaproponowano niebotyczną, rekordową kwotę 10 milionów dolarów. Nawet Rollingstonesom się tyle nie płaci. Odpowiedź przyszła natychmiast: "NIE".
Na pytanie "dlaczego?" charyzmatyczny frontment powiedział tylko: "Money doesn't come into it. It never has. I do what I do because it's all that I am."
Zadowolić się więc trzeba starymi, oryginalnymi, nieremasterowanymi, niejubileuszowymi płytami... Czyż to nie urocze???

Sevillian pisze...

Rob (nomen omen) - wydaje mi się że nieuważnie czytasz mojego bloga. Ewentualnie mylisz The Cure z innymi zespołami :)
Takie np. Sisters Of Mercy, które co chwila rusza w trasę (nota bene za miesiąc będą w Oslo), ostatnią płytę wydało 18 lat temu. Tymczasem The Cure od 20 lat wydaje NOWE płyty regularnie (co 4 lata jak w zegarku). Oprócz tego chłopaki wcale nie gnuśnieją, a wręcz przeciwnie - co chwila udzielają się w różnych nowych projektach. Rob nagrywa i wypuszcza też solowe kawałki itp.

A fakt że bilety wyprzedają się w 2 minuty świadczy tylko o tym, że zapotrzebowanie jest kosmiczne. I zapewne nie byłoby wielkim wysiłkiem dla zespołu "skosić" fanów na 30 koncertów po całej Europie i drugie tyle w Stanach.

Co do reality bites - cóż, Rob jest całkiem wysoko w rankingu najbogatszych muzyków w UK. Nie wydaje mi się by musiał ciułać kasę np. na satelitę...

Aha, nikt im nie zaproponował 10 baniek za koncert, bo chłopcy z The Cure się nie rozpadli. Cały czas grają razem bez kłótni i obrażania się na siebie. Robią co chcą i mają przy okazji dobrą zabawę. To jest dopiero urocze...

Na koniec polecam nowiutki zremasterowany boksik The Smiths. Właśnie ukazał się na rynku. Tylko... 250 funtów ;)
http://www.rhino.co.uk/store/products,the-smiths-complete-deluxe-collectors-boxset_39767.htm

Wasyl pisze...

Stall L Row 2 - czyzbysmy siedzieli obok siebie?

Sevillian pisze...

blisko! ten sam sektor, row 11. Jesteś miszcz! :)

Anonimowy pisze...

zawsze do uslug; polecam sie na przyszlosc :D

Marta x