Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

piątek, 7 maja 2010

fotofestiwal dzień I

Z samego rana wyjechałem z Bełchatowa, w którym dzień wcześniej miałem trochę roboty i pojechałem do niedalekiej Łodzi. Celem wyjazdu była kolejna edycja Fotofestiwalu, o której pisałem kilka dni temu.
W pierwszej kolejności odwiedziłem "oficjalny" hotel festiwalowy i zrzuciłem graty. Hotel typowy dla większości polskich miast. Podobne można znaleźć m.in. w Warszawie, Gdyni, Katowicach czy Koninie. Wytwór blokowatej wyobraźni komunistycznych architektów, po latach rozpadający się, nieodkurzany, zamieszkały niezmiennie przez recepcjonistki z 30-letnim stażem o pofarbowanych na żółto włosach i obgryzionych paznokciach, z obowiązkowymi czarno-skajowymi kanapami w holu głównym, szarym marmurem na posadzkach, fikusem na korytarzu, szarymi od papierosów firanami i niedomykającymi (lub nieotwierającymi) się oknami. Z racji położenia (centrum miasta) jednak odpowiednio wysoko kasujący bywalców.
 






Odpowiednio więc zmotywowany zameldowałem się i w pośpiechu skierowałem do centrum festiwalowego zakupić katalog, odebrać identyfikator i ogólnie rozejrzeć się. Niespecjalnie chciało mi się od razu oglądać wystawy. Czułem że potrzebuję co najmniej kilku godzin żeby wyprowadzić się mentalnie z torów zawodowych i dostroić się w miarę możliwości do klimatu artystycznego, diametralnie odmiennego od mojej codzienności. Kawa, gorąca czekolada, miła rozmowa z nowozelandzkim fotografem, przeglądanie świeżo wydanego albumu Bogdana Konopki, telefoniczne umawianie się ze znajomymi, spokojne planowanie soboty i niedzieli - temu poświęciłem niemal całe popołudnie.
Na 18 ustawiłem się na pierwsze spotkanie. Okazją był wernisaż jednej z wystaw towarzyszących festiwalowi - "Opowieści z pogranicza" w galerii FF. Pokazano na niej prace 6 artystów - Wojciecha Beszterdy, Sławoja Dubiela, Bogdana Konopki, Tomasza Michałowskiego, Marcina Sudzińskiego i Sławka Tobisa - koordynatora całego projektu. W 2009 roku fotograficy ci spędzili trochę czasu na terenie wsi Chełst, przez którą przed II wojną światową przebiegała granica polsko-niemiecka. Była ona tak wytyczona, że u niektórych mieszkańców przebiegała przez środek ich podwórka. Wychodząc z chaty do wychodka musieli brać ze sobą dokumenty. Reperkusje takiego podziału były różnorakie, wiele z nich ostało się do dzisiaj. Z jednej strony materialne (zabudowania, cmentarze), z drugiej niematerialne, w postaci wspomnień starszych mieszkańców. Marcin Sudziński swój obiektyw skierował w kierunku właśnie mieszkańców, wykonując serię portretów i łącząc je z krótkimi historiami ich bohaterów. Pozostali fotograficy skupili się na miejscach. Na przykład Beszterda sfotografował pozostałości nagrobków na ewangelickim cmentarzu, a Bogdan Konopka stare urządzenia służące kiedyś do wytopu żeliwa.
Wszyscy fotograficy zgodnie zastosowali czarno-białą technikę analogową, głównie wielkoformatową, co dało wystawie cenną spójność stylistyczną.


O 18.30. wystartowała kolejna wystawa, o 19 następna i 19.30 jeszcze jedna. Wszystkie w galerii FF. Z tych trzech pozostałych zwróciłem większą uwagę tylko na jedną, którą zresztą widziałem ze 2 lata temu w warszawskiej Luksferze. Chodzi o "Fifi" Romy Roman i Bartka Zaranka. Czarno-białe fotografie z bajkowym klimatem i trochę zbyt bezpośrednimi i jak dla mnie niepotrzebnie tytułowanymi przesłaniami. Zdjęcia z tego projektu mogłyby stanowić ilustracje do baśni, kojarzących mi się z niezapomnianą serią "ze ślimakiem" z lat 80-tych, do której ilustracje tworzył m.in. Stasys.
 

 
 
Wieczorem, mijając plenerowy pokaz slajdów, w gronie znajomych poszedłem na lekko alkoholową kolację. Jedną z najlepszych i najważniejszych stron takich wydarzeń jak Fotofestiwal jest możliwość porozmawiania z artystami, których na codzień bardzo trudno spotkać, nie mówiąc już o tym że zebrać w jednym miejscu praktycznie nie jest możliwe.

4 komentarze:

roberto pisze...

Ja bym chciał trochę o znaczeniu miejsca. Przepraszam, że ciągle o tym samym, o tym co 6 lat temu mianowicie, ale jak już się nie starzeję, to niech mi chociaż wolno będzie być trochę sentymentalnym.
No więc te 6 lat temu, jak pamiętam, siedziałeś (-liśmy) w wynajmowanym pokoju (pokojach, domach) i wszystko prawie kręciło się wokół zdjęć. Teraz też siedzisz w wynajmowanym pokoju i też w głównej mierze chodzi o zdjęcia.
Po lekturze zwłaszcza kilku ostatnich Twoich wpisów stwierdzam jednak, że całkiem inny duch bije z tego i całkiem inne wrażenie to na mnie wywiera. Wychodzę z założenia, że to coś więcej niż li tylko upływ sześciu krótkich lat. Zastanawiam się czy to aby nie miejsce właśnie. Tak się tylko zastanawiam, bo - z ręką na sercu - nie bardzo jestem pewien czy mi się to tak do końca podoba.

Sevillian pisze...

co innego siedzieć wspólnie w pokojach, co innego siedzieć samemu w pokojach, co innego w centrum wielkiego miasta, co innego pośrodku niczego, co innego gadać, co innego pisać o tym czy owym.
suma sumarum chyba wiem o co ci chodzi. myślę (mam nadzieję) że nie ma powodów do niepokoju...
poza tym że za dużo już czasu minęło... ale to zupełnie inny temat...

Anonimowy pisze...

Roberto, sam mi mówiłeś pewnej płaczliwej nocy:
AKCEPTUJ ZMIANY. Zmiana jest dobra. :PPP

roberto pisze...

tak dla wszystkich, gwoli wyjaśnienia - tej nocy rozmawialiśmy tylko, żeby była jasność.