Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

sobota, 4 grudnia 2010

Peter Lindbergh On Street


Flagową ekspozycją tegorocznego Miesiąca Fotografii w Berlinie jest wystawa 120 zdjęć Petera Linbergha. Nie jestem wprawdzie fanem fotografii mody, ale czarno-białe obrazy tego urodzonego w Lesznie fotografa przypominające nierzadko sceny filmowe przyciągnęły i mnie do Galerii C/O. Dodatkowym magnesem była informacja że pokazane zostaną nie tylko słynne fotografie mody czy portrety, ale i zdjęcia dokumentalne, miejskie, a także kilka filmów dokumentalnych, które nakręcił głównie w latach 90-tych, w tym m.in. "Inner Voices" na temat szkoły aktorskiej Lee Strasberga.

Na parterze galerii zdjęcia miejskie (Berlin lat 80 i 90-tych) przeplatają się z portretami. Wszystkie odbitki poza jedną (!) są czarno-białe. Kilka z nich zostało niedawno przykrytych białymi płachtami - są to portrety słynnej pierwszej supermodelki Very von Lehndorff (pseudo Veruschka, znanej też z pozowania głównemu bohaterowi w "Powiększeniu" Antonioniego), która pozwała artystę za pokazywanie zdjęć bez jej zgody. Teoretycznie nie można ich więc oglądać, chyba że podniesie się płachtę do góry, co nie jest specjalnie trudne.
 






Na piętrze znajdują się "cykle" wybrane przez kilka osób bliskich fotografowi, a także można niejako przyjrzeć się kulisom pracy Lindbergha. W gablotach wystawione są stykówki negatywów, z których fotograf wybierał to jedno ujęcie, które zostało opublikowane i jest dzisiaj najbardziej znane. Można więc obejrzeć np. 17 (siedemnaście!) 36-klatkowych negatywów zawierających praktycznie "to samo" słynne ujęcie Heleny Christensen spacerującej z aktorką karlicą Debbie Lee Carrington w 1990 roku. Obok nich wystawione są jeszcze polaroidy i negatywy średnioformatowe, na których fotograf zarejestrował "to samo" ujęcie.
W wyobraźni widzę od razu gościa, który posługuje się szybkostrzelnym Nikonem, "wypstrykującym" jedną rolkę w 10 sekund. Następnie podbiega do niego asystent, podaje mu kolejnego Nikona, którego fotograf wypstrykuje w następne 10 sekund. Cyfra dla takich fotografów jest istnym darem od niebios. Jak łatwo obliczyć *ta jedna* klatka została wybrana z ok. 700 ujęć. Można by się zastanawiać czy geniusz tkwi w umyśle fotografa, czy raczej w rachunku prawdopodobieństwa...

Kolejną stroną warsztatu jest pokazanie oryginalnych pełnych klatek innych słynnych zdjęć z zaznaczeniem linii, wg których należy zdjęcie wykadrować. We mnie, jako maniaku wykonywania "kompletnego" zdjęcia w momencie naciśnięcia migawki, wywołuje to dość mieszane odczucia.  Hmm, być może na tym polega sztuka znakomitej fotografii mody...




4 komentarze:

roberto pisze...

W tym przypadku jest to zdecydowanie rachunek prawdopodobieństwa. Zgodnie z twierdzeniem, że "Absolutnie wszystko jest możliwe, jest to tylko kwestia odpowiedniej liczby powtórzeń". Ludzie zasadniczo dzielą się na romantyków (planujących i pracujących w skupieniu nad tym jednym, jedynym zdjęciem) oraz racjonalistów (używających matematycznych instrumentów pozwalających zminimalizować lub całkowicie wyeliminować prawdopodobieństwo niepowodzenia). Lindbergh zdecydowanie jest racjonalistą. Robienie zdjęć służy mu do zarabiania pieniędzy, nie stać go więc na porażki.

roberto pisze...

mimo wszystko cały czas tu zaglądam...
oj coś mało czasu, zdaje się, masz na to pogowanie:)

Sevillian pisze...

taa... "ostatnio" tych godzin trochę brakuje. ale ręcznika jeszcze nie rzuciłem, "surowego" materiału coraz więcej na twardzielu, więc mam nadzieję że niedługo twoja wytrwałość zostanie nagrodzona... :)

roberto pisze...

Cały czas zaglądam.