
Jak na Święta przystało leżymy do góry brzuchem. Przez dwa dni zacinał silny wiatr, podobno nie tak silny jak we wschodnio-południowej Polsce ale i tak okna skrzypiały.
Świąteczne wieczory mijają nam pod znakiem nadrabiania zaległości filmowych. Wczoraj padło na Białą Wstążkę M. Haneke.
Fotograficznie czarno-biały film którego akcja toczy się na wsi w niemieckich Prusach tuż przed rozpoczęciem I wojny światowej. Mała społeczność składająca się głównie z rolników i ich rodzin. Plus baron dający pracę połowie społeczności, plus zarządca jego majątku, pastor i lokalny lekarz. Praktycznie każdy z nich z wielodzietną rodziną.
Na gorąco czytam ten film jako opowieść o wychowaniu. Pruski sposób na wychowanie opiera(ł) się na karach cielesnych, upokorzeniu, sarkazmie i totalnym podporządkowaniu (poddaństwie) dorosłym. Taki sposób wychowania doprowadził w filmie dzieci do zbrodniczego odreagowania na innych, a w podtekście i konsekwencji, którą każdy z nas zna, do wyhodowania pokolenia nazistów - rasy panów, którzy "odreagowywali" na całych narodach. Biała Wstążka noszona na ramieniu jako symbol niewinności zamieniła się chwilę później w czerwoną opaskę ze swastyką.
Przesłanie filmu nie kończy się jednak na historii z lat 1939-45, ale sięga do dzisiaj. Metody wychowania dzieci i wynaturzenia w tej dziedzinie to temat który się pewnie nigdy nie zakończy. Od za i przeciw karom cielesnym do wykorzystywania seksualnego.
Haneke w tym filmie, jak dla mnie, wszedł na płaszczyznę, po której mistrzowsko poruszał się wcześniej Bergman. Tak głębokie i dojmujące prześwietlenie ludzkiej psychiki poddanej manipulacji (tutaj tak zwanemu wychowaniu), która na dodatek pozostaje w wielu rodzinach tematem zastrzeżonym ("sprawa rodzinna") to rzadkość w dzisiejszym kinie.
.