Dzisiejszy poranek to już niemal jesienny rytuał. 7 rano budzik. 10 minut. Plecak i statyw. Ponownie ruszyłem się do lasu nad klif. Po deszczu pojawiły się niezwyczajne kształty i formy. Światło kolejny dzień idealnie rozpraszało się w przestrzeni.
Poszedłem tym razem dalej w kierunku Redłowa. Ślady sztormu po drugiej stronie klifu są dużo bardziej wyraziste. Powodem jest to że na wysokości plaży orłowskiej zbudowano w wodzie niedawno tzw. progi, które są de facto falochronem. Dzięki temu 3-metrowe niedawne fale nie zniszczyły plaży tak mocno jak na odcinku redłowskim gdzie owych progów nie ma. To stamtąd właśnie zabrane drzewa zostały przez morze wyrzucone na orłowską plażę. I tam też zamiast miłego bałtyckiego piaseczku leżą w tej chwili głównie różnej wielkości kamienie.
Po południu pojechaliśmy na otwartą wczoraj wystawę fotografii prasowej w Pałacu Opatów w Oliwie. Większość zdjęć typowo reporterskich, wiele z nich jak dla mnie przesadnie podkręconych w photoshopie, co mnie trochę drażni w odbiorze. Tak czy inaczej liczyłem na jakieś jedno, dwa fajne, nietypowe zdjęcia. Więcej nie oczekiwałem. Zdjęcia prasowe to już dla mnie jedynie ciekawostka. Za dużo ich wszędzie dokoła, w prasie, w necie, w telewizorze. Ile można. Na wystawy World Press Photo przestałem chodzić już kilka lat temu. Teoretycznie chociaż z ciekawości mógłbym tam zaglądać, ale jak dla mnie za duże tam przegięcie katastroficzno-wojenne. Po obejrzeniu kilka lat temu najdoskonalszego jaki widziałem albumu z tego rodzaju zdjęciami, czyli "Inferno" Jamesa Nachtweya, mam już dość do końca życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz