sobota, 20 listopada 2010
Sally Mann w Paryżu
Co dwa lata, jesienią odbywa się w Paryżu Miesiąc Fotografii. Z tej okazji mają miejsce dziesiątki wystaw i innych wydarzeń towarzyszących. Wpadłem niestety do Francji na zaledwie kilka dni, stąd od razu musiałem dokonać brutalnej selekcji tego co chciałbym, a w zasadzie zdążyłbym zobaczyć.
Ekspozycją numer jeden, na którą nastawiałem się najbardziej była wystawa Sally Mann - mojej chyba ulubionej fotografki. Dodatkowym powodem było to, że nigdy nie miałem okazji zobaczyć na żywo jej fotografii, choć jej wszystkie albumy znam niemal na pamięć. Dlatego też pierwsze kroki skierowałem do galerii Karsten Greve.
Wystawa miała swój wernisaż 16 października i potrwa jeszcze do 22 grudnia. W kilku salach pokazanych jest przekrój prac artystki - najwięcej pochodzi z ostatniego projektu poświęconemu jej mężowi Larry'emu "Proud Flesh". Jest to owoc ostatnich 6 lat pracy fotografki, składający się z kilkudziesięciu odbitek i pokazany w największej sali galerii. W pozostałych salach można obejrzeć zdjęcia wykonywane jeszcze w latach 90-tych, pochodzące m.in. z projektu "Immediate Family" ukazującego jej najbliższą rodzinę, czy "Deep South" składającego się z bezludnych i dusznych krajobrazów jej dzieciństwa. W tamtych latach Sally Mann wykonywała zdjęcia wiekową kamerą wielkoformatową 8x10, tonując je podczas procesu wołania różnymi specyfikami, m.in. herbatą. Muszę przyznać że gigantycznych rozmiarów oryginalne odbitki ciemniowe (żadne tam byle wydruki), szerokości ponad metra (!) w przypadku "Deep South" rozłożyły mnie na łopatki. Żaden album nie jest w stanie wyzwolić uczuć jakie powstają w człowieku oglądającym, a raczej wpadającym w tak piękne obrazy. Niezwykle plastyczne, niemal piktorialne i cudownie niedoskonałe odwzorowanie rzeczywistości - tak można by streścić styl fotografki po obejrzeniu żywych odbitek.
Kolejne "dotknięte" na wystawie projekty to metaforyczne "Battlefields", wstrząsające naturalizmem "What Remains" i "Faces" - dokumentujące z bardzo bliska twarze dzieci Sally Mann.
W późniejszych projektach artystka zmodyfikowała swoją technikę "przerzucając się" na kolodion, dzięki któremu fotografie nabrały dodatkowego innego wymiaru. W przypadku "Faces" wytwarzając jakby drugą skórę portretowanej osoby, w przypadku "Proud Flesh" zamieniając portrety męża w krajobrazy jego ciała.
Tak jak do tej pory uwielbiałem Sally Mann za piękne zdjęcia i technikę, tak po obejrzeniu tej wystawy klęknąłem przed wielką artystką.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Zazdroszczę. To musi być zajebiste uczucie zobaczyć jej zdjęcia na żywo.
Słów brak stary. To tak jakby zobaczyc jej foty po raz pierwszy.
Prześlij komentarz