Ostatnimi dniami nad morzem rządził sztorm. Na dodatek wiejący w bardzo nietypową stronę czyli od Zatoki w kierunku lądu. Zdarza się to tak średnio raz na 2, może 3 lata. Tym razem niestety zabrakło mnie w tym czasie w Gdyni. I nie udało mi się kolejny raz przespacerować po bulwarskim falochronie przy falach, które się przez niego przewalają. SZKODA. No cóż, walka o byt powoduje że pozostało mi weekendowe szukanie śladów po pozostałościach żywiołu.
Na plaży w Orłowie kilkanaście korzeni wyrwanych drzew (pnie zostały już odcięte i sprzątnięte), za klifem zamiast miłego piaseczku tony kamieni. No i ku mojej rozpaczy ani śladu "dziwnego" drzewa, które od kilku lat miałem w zwyczaju mniej więcej co pół roku fotografować rejestrując jednocześnie jak się zmienia, przemieszcza, zapada... Wygląda na to że oto nastąpił koniec tego małego "projektu"...
.
2 komentarze:
Strasznie Wam zazdroszczę tych morskich klimatów...
zapraszamy. chata stoi otworem...
Prześlij komentarz