Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

niedziela, 4 października 2009

lydia panas

Niedziela zeszła nam na lenistwie, nadrabianiu zaległości internetowych oraz wystawowych. Jako pierwsza na celowniku znalazła się wystawa Stanisława Kulawiaka w Starej Galerii ZPAF. Około 40 zdjęć z lat 70 i 80-tych. Tematyka dwojaka - z jednej strony obrazki z powoli zanikającego w pamięci PRL-u, z drugiej absurdy polskiej rzeczywistości. Rzecz jasna oba tematy płynnie się przenikały, jak to w zyciu. Wstęp do wystawy napisał Jerzy Lewczyński. Pozwolę sobie zacytować ostatnie zdanie z tej wypowiedzi, które bardzo zgrabnie podsumowuje całą kolekcję zdjęć - "Jego [fotografa] uśmiech to tez lekarstwo na codzienne bolączki i trudy społeczeństwa pędzącego czasem na hulajnodze do kosmosu."

Kolejne dwie wystawy wiszą juz jakiś czas w Yours Gallery. Pierwsza z nich to 'Gamers' polskiego fotografa kryjącego się pod pseudo Bownik. Połowa zdjęć to portrety graczy komputerowych, druga połowa to ich pokoje, w których, jak się mozna domyśleć spędzają większość swojego zycia.
Kilka dni temu miałem okazję w radio słyszeć wywiad z autorem zdjęć. Stwierdził w nim ze chodzi mu o pokazanie ze zawodowy sportowiec nie musi być "wysportowany", nie musi być fizycznym wzorem dla innych. Ze nawet mieszkając w małej polskiej "dziurze" mozna zostać mistrzem świata itp.
Po obejrzeniu wystawy jednak jakoś już nie wierzę w te słowa. Po pierwsze sfotografowane pokoje wyglądają dramatycznie. Mało tego ze jest w nich generalnie albo bałagan albo po prostu wyziera z nich bieda (obdarte socjalistyczne meblościanki, plastikowe butelki z napojami z Biedronki itp.) to na dodatek wszystkie zdjęcia mają bardzo nieprzyjemną zimnozieloną poświatę wzbudzającą z pewnością nie zazdrość a raczej odrazę. To samo dotyczy portretów tych młodych chłopaków. Twarze dosłownie porazone (przepalone) lampą błyskową, duze powiększenia trądzikowych twarzy (na 100% zdjęć), smutne lub co najmniej niewyraźne wyrazy twarzy. Co tu duzo gadać - ja na pewno nie chciałbym zostać takim mistrzem świata. Nawet foty do bloga nie chciało mi się strzelić.
W sumie mozna by powiedzieć ze wszystko jest ok. Przekaz jest w końcu jasny i czytelny. Dlaczego jednak autor w wywiadzie odwraca kota ogonem i sili się na pozytywną ideę?

Na szczęście na kolejnych dwóch piętrach galerii nastrój zmienia się diametralnie (dobrze że wyjątkowo zacząłem oglądanie od pierwszego piętra a nie od trzeciego!). Już przed wejściem do sali robi się miło od ciemnoczerwonej poświaty wylewającej się na klatkę schodową, a pochodzącej od przemalowanych specjalnie na tą wystawę ścian galerii.
Zdjęcia Lydii Panas to portrety jej przyjaciół i bliskich, głównie nastoletnich. Rzadko zdarza mi się oglądać tak dobre portrety zrobione w kolorze. Z jednej strony czuje się emanującą naturalność i bliskość tych osób, z drugiej - paradoksalnie pewnego rodzaju pozę. A kolor zamiast robić niepotrzebne zamieszanie, miło tonuje nastrój. Głównie przez na maxa neutralne tło ciemnozielonego lasu.
Natychmiastowe moje skojarzenie to zdjęcia Sally Mann, które fotografka robiła swoim dzieciom. Ta sama bliskość i naturalność ale dodatkowo to COŚ, co wprowadzało i wprowadza mnie do dzisiaj w osłupienie, gdy oglądam "Immediate Family". Głęboko ukryta osobowość, niedostrzegalna na codzień, wydobyta przez fotografkę w czasie 1/30 sekundy. Po prostu piękne portrety.


Z innej beczki, choć też artystycznej. Dzisiaj została wręczona nagroda literacka Nike. Otrzymał ją ku mojej wielkiej radości poeta Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki za tomik "Piosenka o zależnościach i uzależnieniach". Idealny na jesienny spleen...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dobrze napisane. "Gamersi" byli obrzydliwi i przerażający.
Panas miała magię.
No i nie mogę zapomnieć tego albumu Nan Goldin, który leżał na dole...:B

Ale oczywiście najbardziej cieszę się ze wzmianki o naszym Przyjacielu...;)
(Ty wiesz, jak on kocha to zdjęcie? Powiedział, że jest niezwykle dla niego ważne. Trzyma na swoim biurku przy komputerze)

roberto pisze...

A wydawało mi się, że ten projekt Bownika miał być pierwotnie krytycznym spojrzeniem na to środowisko. Jedno ze swoich wystąpień zadedykował nawet kiedyś Bownik jakiemuś gościowi z Korei, który zszedł po pięćdziesięciu godzinach rąbania non stop w klawiaturę. W takim kontekście zdjęcia bardziej są a'propos. Po prostu pasują do komunikatu.
Tym bardziej dziwi to, co piszesz o tych mistrzach, że wszystko jest możliwe, że wystarczy chcieć itd. O zgrzycie między formą i treścią nie wspominając.
Zupełnie co innego.

Sevillian pisze...

Wygląda to faktycznie jak piszesz. Natomiast koleś w radio nawijał coś zupełnie innego. No, ale w sumie może jaja sobie robił...

roberto pisze...

No chyba jo, takie całkiem w sumie jajcarskie te jego zdjęcia.