Mała zmiana planów. Zajawek z Paris Photo na razie nie będzie. Ale by daleko nie odchodzić od tematyki fotograficznej dzisiaj wybrałem się na wystawę do ZPAF-u. To przedostatni dzień ekspozycji jednego z niewielu polskich fotografów znanych w świecie - Edwarda Hartwiga.
Wystawa nosi tytuł "Edward Hartwig - Stulecie urodzin". Tytuł wystawy mógłby sugerować że jest to przegląd jego twórczości, nie do końca to jednak prawda. Trzeba może najpierw wspomnieć że po śmierci fotografika w 2003 roku odbyło się już około 30 (!) wystaw jego prac. Tymczasem w 2004 roku podczas remontu domu, w którym mieszkał Hartwig w Lublinie odkryto na strychu sporo negatywów szklanych 13x18 cm. A na nich głównie portrety mieszkańców Lublina a także lubelskich artystów, które Hartwig wykonywał w swoim zakładzie. Z jednej strony można by powiedzieć że jest to "zwykła" fotografia zakładowa, z drugiej strony nie był to przecież przeciętny fotograf ślubów, komunii itp. Widać na tych zdjęciach po pierwsze "rozmycie" miękkimi obiektywami charakterystyczne dla Hartwiga, ale też i dla innych ówczesnych zakładów fotograficznych. Natomiast druga rzecz która zwraca uwagę to niezwykła świadomość operowania światłem, posługiwanie się scenografią, która światło uwypukla i nadaje dodatkowy wymiar portretom.
Tak jak napisałem powyżej negatywy zostały odnalezione kilka lat temu. Odbitki zostały więc siłą rzeczy wykonane niedawno, na współczesnych papierach i przy użyciu współczesnej chemii.
Niestety żeby nie było za dobrze, ktoś coś zawsze musi spieprzyć (czemu akurat w ZPAF-ie?). Odbitki te nie zostały zbyt dobrze wykonane. Praktycznie wszystkie zostały
"pozamykane" czernią i poza tym zostały zrobione zbyt szaro. Aż prosi się żeby takie odbitki były zrobione chociaż na papierze o ciepłej tonacji. Na dodatek włożono je za szkło, które odbija światło. Przy takim a nie innym oświetleniu w galerii ZPAF nie ogląda się tych zdjęć za dobrze. Szkoda.
Ogromnym kontrastem do tych "nowych" zdjęć jest ekspozycja klasycznych odbitek Hartwiga wykonanych już przez niego samego. Są tutaj i portrety i słynne piktorialne krajobrazy czy też wnętrza świątyń. Oglądanie tej części wystawy jest już przyjemnością, a nawet przy niektórych odbitkach pewnego rodzaju mistycznym przeżyciem. Te zdjęcia są też włożone za szkło antyrefleksyjne, co od razu polepsza komfort oglądania.
4 komentarze:
trzy ostatnie foty nieziemsko mi się podobają... (na pewno zresztą o tym wiesz i wiesz, dlaczego)
100 lat Hartwiga, 100 słońc Light'a.
Chyba muszę tam częściej wpadać, bo Warszawa da się lubić.
Ale na kolana położył mnie Krassowski z Powidokami z Polski
Do tej pory przekonany byłem, że kładzie się na łopatki. Jak widać, można też leżeć na kolanach...
Mistrzyni przekrętów.
Dobrze że tego bloga Gustaw nie obserwuje. Ale rodzice..
Krassowskiego widzialem wczoraj. Spoko..
Ale troche się dziwie że powalil na kolana. Widac szybko się odzwyczajacie od polskiej krainy absurdu..
Prześlij komentarz