Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

niedziela, 15 listopada 2009

klata dnia

Dzisiejszy dzień był chyba ukoronowaniem całej mojej fotograficznej jesieni. Zrobiłem dzisiaj 3 i pół filmu, co jak na moje standardy jest wynikiem megahurtowym. Tyle zdjęć jednego dnia nie zrobiłem od co najmniej 5 lat.
Zaczęło się standardowo. 7 rano, rzut oka za okno - szaruga na maxa, szybkie mycie i ubieranie. Dopiero jak ubierałem buty usłyszałem że... leje deszcz. Trochę było jednak za późno na rozbieranie i ponowne spanie, więc założyłem że deszcz przestanie padać i foty porobię. Dla zmiany klimatu pojechałem w okolice Stoczni Remontowej w Gdańsku zrobić kilka podwórek, które chodzą już za mną od kilku lat. Niedzielny wczesny i deszczowy poranek dawał nadzieję że w spokoju będę mógł się rozłożyć w tych raczej nieprzyjaznych dla gości rejonach. Deszcz nie przestał padać, mimo to wyciągnąłem aparat i zrobiłem kilka klatek. Gdy miałem już stamtąd odjechać (godziny zaczęły się robić niebezpieczne - minęła 9.30.) zauważyłem kątem oka jeden motyw, którego gdybym nie zrobił, plułbym sobie w brodę przez następny rok.
Przeładowałem więc film, wziąłem jeszcze raz plecak i poszedłem zrobić ostatnie zdjęcie. Przeczucie mnie jednak nie myliło. Jak już je miałem zrobić, na horyzoncie pojawiło się kilku autochtonów żywo zainteresowanych moją artystyczną interpretacją ich podwórka (oraz zapewne artystycznym sprzętem). Cytować w każdym razie chłopców nie będę. Zanim zbliżyli się na odległość oddechu zdążyłem zrobić zdjęcie (czas naświetlania - 4 cholernie długie sekundy), spokojnie przejść za róg budynku, a następnie w tempie Usaina Bolta pokonać następne 500 metrów. Normalnie jak za starych dobrych czasów.
Najśmieszniejsze (w tamtej chwili niekoniecznie) było to że nadeszli ze strony mojego samochodu, tak więc czekał mnie jeszcze powrót w to samo miejsce. Ostatecznie wróciłem "trochę na około", szybko wsiadłem do wózka, zablokowałem drzwi od środka i ruszyłem w dość szybkim tempie.
Abstrahując od okoliczności muszę jednak przyznać, że to ostatnie zdjęcie na mojego czuja (film jeszcze nie wywołany) to była zdecydowanie *KLATA DNIA* (tak tak, zdecydowanie z dużych liter). A może nawet i sezonu?

Deszcz w międzyczasie przestał padać, zostawił po sobie mokre i zamglone powietrze. Pojechałem więc w inny, dużo bardziej spokojny rejon Gdańska. Na miejscu zamglony krajobraz powalił mnie na kolana od razu. Byłem tam już kilka razy ale takiej scenerii jeszcze nigdy nie widziałem. Mgła, zalegająca wszędzie wilgoć, piękne światła. Jeśli nie był to ideał to było to z pewnością co najmniej 99% ideału.


Brak komentarzy: