Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

czwartek, 27 sierpnia 2009

muzycznie

Za miesiąc, 28 września ukaże się oczekiwana bardzo przeze mnie druga płyta Maps. Pierwsza - We Can Create była dla mnie jedną z najlepszych płyt 2007 roku.


Miękka, przestrzenna, nowocześnie brzmiąca, z pięknymi melodiami. Niesamowicie miła dla (d)ucha. Wracałem do niej często i regularnie od momentu jak się ukazała.
Nowa płyta - Turning The Mind - muszę niestety przyznać, jest rozczarowująca.

Słuchałem jej już kilka razy i niestety, nie sprawdza się scenariusz dotyczący większości dobrych płyt - ta płyta nie dojrzewa z każdym przesłuchaniem. Mam nawet przeciwne wrażenie - kilka utworów zaczyna mnie coraz bardziej irytować. Po pierwsze gościu (James Chapman - tak naprawdę on jednoosobowo stoi za nazwą Maps) skręcił w stronę dyskoteki i to niestety z rodzaju późnego Modern Talking. Kilku utworów "disco" nie da się po prostu słuchać. Kilka innych jest z klimatu pierwszej płyty, ale brzmią jak odrzuty albo strony B singli. Szkoda. Jeden z ciekawszych wyjątków to...


Równolegle do Maps dotarły do mnie na szczęście dwie inne płyty, dużo ciekawsze i godne polecenia. Pierwsza z nich to:


Epic45 to połączenie shoegaze'u z elektroniką i lo-fi. Idealna płyta na wieczór i nie tylko. Niby jest takich albumów sporo ale mimo to każdy następny (mnie) cieszy. Poza tym na bębnach udziela się sam Simon Scott (bębniarz Slowdive).


Druga płyta to:

To z kolei połączenie shoegaze'u z powiedzmy... metalem. Nadja to niepozornie wyglądający damsko-męski duet, z kilkuletnim doświadczeniem i kilupłytowym dorobkiem.


Nowa płyta jest dość wyjątkowa gdyż to zestaw coverów. Nazwy zespołów mogą posłużyć za dobrą rekomendację - My Bloody Valentine, Codeine, Swans, Elliot Smith. Ale żeby nie było zbyt zwyczajnie jest też coś dla fanów Slayera i... A-ha. Nie zwróciłbym jednak uwagi na tę płytę gdyby nie ostatni utwór, czyli cover The Cure (oczywiście). Zdecydowany numer 1 na tej płycie i mało tego - NAPRAWDĘ DOBRY COVER. Na dodatek duo wzięło na warsztat cholernie trudny do dobrego zcoverowania numer czyli 'Faith'. Muszę przyznać że jestem pod silnym wrażeniem tej wersji. Powiem więcej - wdarła się ona bezceremonialnie do mojej top 5 coverów The Cure (na ok. 200-300 w sumie). Myślę ze nawet fanom Morriss'a powinna się spodobać. Zresztą posłuchajcie sami...

1 komentarz:

Wasyl pisze...

FAITH - zawiało mrokiem jak z garażu mojego dziadka...tam tez pachniało smarami, olejami i paliwem