Etykiety

foto (369) music (101) osobiste (284)

środa, 20 stycznia 2010

bookoff

Na ostatnim fotofestiwalu w Łodzi trafiłem na stoisko zupełnie nowej księgarni fotograficznej - Bookoff. Zaintrygował mnie tam nadzwyczaj szeroki wybór albumów, niespotykany nie tylko w kraju ale i na skalę co najmniej europejską. Zaskoczony zagadałem młodych właścicieli skąd się wzięli i jakim cudem ściągnęli te wszystkie wydawnictwa, z których niektóre trudno odnaleźć nawet w internecie. Okazało się że księgarnia dopiero co startuje, szukają swojego pierwszego lokum w Warszawie, a albumy zdobywają często bezpośrednio od samych... fotografów. Dlaczego? Z dwóch powodów - cena i dostępność. Poza samymi autorami nikt tych wydawnictw po prostu nie posiada. Niby proste rozwiązanie, aczkolwiek mogę się domyślać że niełatwe i często żmudne.
O ile dobrze pamiętam to nabyłem wtedy nowy album Eryka Zjeżdżałki "Sokbet" i album Sally Mann będący pewnego rodzaju jej antologią, zbiorem zdjęć z różnych projektów. Nigdy się z tym wydawnictwem do tej pory nie spotkałem.

Dzisiaj trafiłem w końcu do ich siedziby, którą w międzyczasie wynalezli. Mieści się ona na ul. Łuckiej (boczna od Żelaznej), w centrum Warszawy. Bardzo nieduża powierzchnia, aczkolwiek wybór książek znakomity. Jeśli chodzi o moje gusta to przebijający najlepszą do tej pory polską księgarnię F5. Oprócz szerokości oferty zabiła mnie też ilość egzemplarzy niektórych pozycji. Widać że panowie mają wizję, rozmach i zależy im. Zresztą przynosi to chyba w miarę dobry skutek, gdyż podobno półtorej półki (mniej więcej 5-metrowej) albumów sprzedali przed samymi świętami. Nic tylko się cieszyć że takie książki trafiają w końcu pod polskie dachy.


Dla tych co do Warszawy mają daleko sklep ma oczywiście swoją wersję internetową bookoff.pl.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

i w dodatku sąsiedztwo BookOffa (na pierwszy rzut oka zamordownia) nie ma wpływu na przepływ klientów, wręcz przeciwnie... (To dla mnie ciekawy paradoks socjologiczny i nauka na przyszłość).

Sevillian pisze...

hm, przez cały czas jak ja tam byliśmy to nikogo oprócz nas tam nie było (poza sprzedawcą), nikt nie wszedł ani nikt nie wyszedł. powiedziałbym więc raczej że zamordownia nie ma żadnego wpływu na brak przepływu klientów.

Anonimowy pisze...

Twoja precyzja, padam do nóg.:)) Tak, żadnego :))